środa, 29 listopada 2017

Epizod drugi.

Epizod drugi.



By Bill.

Przez krótką chwilę mój umysł zaprzątała jedna myśl; czy już dość wnikliwie mi się przyjrzał? Czy ocenił zadowalająco moją powierzchowność?

            Jego ciemne oczy świdrowały mnie chcąc przeniknąć na wskroś, jakby pragnął odnaleźć we mnie coś nowego, jakiś choćby drobny szczegół, którego jeszcze nie zdążył dostrzec. Widziałem, jak wnikliwe i intensywnie sunie spojrzeniem po odkrytym fragmencie mojego torsu, który kusił kolorowym tatuażem zza nie dopiętej koszuli. Zawód jaki wykonywałem nauczył mnie sztuki obserwacji i wyciągania wniosków z moich spostrzeżeń. Miałem świadomość własnego uroku, podobałem się zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Niejednokrotnie słyszałem z obcych ust, że otacza mnie aura tajemniczości, a przy pierwszym kontakcie wydawałem się być dumny i nieosiągalny. Taki właśnie byłem. Nigdy nie otwierałem się przed osobą nieznajomą, ale gdy już poznałem kogoś bliżej, wszystko mogło zmienić się w mgnieniu oka, zależało to jedynie od tego, czy dana osoba była tego godna. To wynikało jedynie z mojej oceny, braku jakiegoś uprzedzenia i faktu, czy ktoś przypadł mi do gustu. Kiedy kogoś polubiłem, wówczas dawałem poznać się lepiej, a nieznajome okazywało się dobrze znanym.

            - Ale zdajesz sobie sprawę, że stawiasz mnie w sytuacji niezręcznej? – odpowiedziałem, kiedy postanowił sam za wszystko zapłacić. To powinna być moja kolej, bo on płacił za wejście. Na nic jednak zdało się moje gadanie, nie było nawet mowy o tym, abym postawił mu alkohol. Był cholernie uparty, to dało się wyczuć od pierwszych chwil naszego spotkania. Jedynie machnął ręką i ruszył w stronę baru, a ja powiodłem za nim moim powłóczystym spojrzeniem.

            Błogosławiłem w duchu jego nieświadomość czynu, jaki właśnie popełniałem, którego na szczęście nie można było nazwać grzechem. Póki nie zniknął pomiędzy jakimiś miernotami, z przyjemnością syciłem zmysły widokiem tego dobrze zbudowanego ciała. Choć było ono pod osłoną ubrań, nietrudno było dostrzec cudownie wyrzeźbione mięśnie pokryte cienkim materiałem koszulki.

            Cudownie Bill… Jeszcze nawet dobrze nie pogadaliście, a ty masz już takie niegrzeczne wizje… To jest pierwsza randka kolego, nie zapomnij o tym!

            Karciłem się za nie w myślach, a jednocześnie były one przyjemnością. Słodkie i upojne.

            Dostrzegłem, że wraca, więc spontanicznie omiotłem wzrokiem wszystkich w moim pobliżu, choć oczywiście nie ominąłem także i jego sylwetki. Przecież to miało być bardzo naturalne i nie budzące żadnych podejrzeń.

            Nie byłem zdziwiony, kiedy kilka komplementów, ubranych w przyjemne słowa popłynęło z jego ust. Zaśmiałem się swobodnie i cicho.

            - Dziękuję Tom, miło to słyszeć, chociaż dla mnie to nie nowość. Ale moją duszę pozostawmy w spokoju. Oczywiście, że w całym swoim hedonistycznym jestestwie, nie jestem święty… Za świętość raczej uznam każdą przyjemność, jaka pozostawi po sobie we mnie, na długo słodkawy posmak. - Z wolna odwróciłem głowę i spojrzałem mu w oczy tak głęboko, że mógłbym prawdopodobnie zajrzeć w głąb jego duszy. Wyglądał na wyluzowanego, choć ja także mogłem sprawiać takie wrażenie. Ciekaw byłem co teraz myśli. Czy naprawdę był spokojny, czy jedynie tak mi się wydawało? A może idealnie dobraliśmy się i tak jak ja, potrafił wszystko idealnie zatuszować pewnością siebie.

            Przesunąłem dłońmi po miękkim siedzeniu, nie przestając wpatrywać się w Toma, a wtedy pomiędzy nasze spojrzenia brutalnie wkroczył kelner, z całą paletą trunków na tacy.

By Tom.

            Do moich uszu doleciały pierwsze dźwięki jednej z moich ulubionych piosenek. Choć utwór już dawno zdążył nadgryźć ząb czasu, wciąż zakochiwałem się w nim od nowa. Istnieją takie dzieła, których nie zapomnisz nawet po śmierci ich autora. Dzieła fenomenalne, ponadczasowe, nienużące. Artyzm.

Wzrok Billa osiadł na moim ciele, przeciągał nim z wolna wzdłuż mojej fizyczności, świdrował i wwiercał się w otchłań tęczówek. Było w nim coś, co od razu dało mi do myślenia – wydawał się spięty, odgrywał rolę w teatrze rzeczywistości, stąpał po niepewnym gruncie starając wyczuć moje intencje, aczkolwiek tak samo, jak ja, nie chciał dać tego po sobie poznać. Jaki był prosty, łatwy do rozgryzienia z naręczem swych tajemnic, niedomówień, metafor i symboliki skrupulatnie przemyślanych słów… Zaśmiałem się w duchu - ile jeszcze podobieństw do siebie kryją nasze umysły? Ileż sekretów jest do odkrycia, jakie przerażają, albo topią lód w sercu? Ciekawość zżerała moje wnętrze niczym potwór, tak wiele liter ułożonych w słowa cisnęło się na usta. Nie należałem do typu nieśmiałych facetów, nie byłem słaby w gębie, żadne zdanie nie potrafiło mnie zaskoczyć i na każde natychmiast wymyślałem sensowną reprymendę. Teraz… Teraz odnosiłem anormalne wrażenie, że plotę bzdury.

 Ciężko jest zrozumieć człowieka, którego zbyt długo więziła samotność, odcięła od kolektywu  i ogółu społeczeństwa, który zamknął się na świat odczuć i przeżyć. Byłem jak dziecko odkrywające smak, strukturę i konsystencję nowej potrawy, wykrzywiającą twarz poznawszy cierpkość soku cytrynowego, a właściwie każdej rzeczy jaka jest zdolna zmienić światopogląd na resztę egzystencjalnej tułaczki. Z jednej strony byłem mu wdzięczny, z drugiej łaknąłem zerżnąć go, strzelić w nieprzeciętnie piękny ryj i ulotnić się niczym kamfora. Nie mogłem pozwolić sobie czuć… Nie mogłem udowodnić, że posiadam uczucia. Uważam, że na wszystko w życiu przyjdzie pora, dlatego nie czułem potrzeby, aby z czymkolwiek się spieszyć. W końcu uważałem go – paradoksalnie - za personę na tyle elokwentną i intrygującą, że byłem gotów zaprzedać duszę samemu władcy piekieł, aby oddał mi dźwięk jego głosu na tak długo, jak będziemy w stanie wytrzymać w swoim towarzystwie.

- Skoro Bóg ukrył piekło w środku raju, czemuż tego samego nie mógł uczynić z nami, śmiertelnikami? Wszak liczy się coś więcej, niż naręcze dziwactw, które każdy z nas w sobie nosi.

Szeroka gama alkoholi zsunęła się na niski stolik wykonany z ciemnego drewna - być może było słychać stukot ciężkiej szklanki stykającej się z blatem, ale ja byłem zbyt zajęty swoimi przemyśleniami i nim, aby zwrócić na to uwagę. Niedbale ująłem naczynie między szczupłe palce ozdobione tatuażem, zanurzając wargi w złotawo-bordowym płynie, którego bursztynowa słodycz rozpaliła mój przełyk, opadając na dno żołądka. Od razu poczułem się lepiej.

 - Nie powiesz mi chyba, że nigdy nie byłeś w stanie zaszaleć i przespać się z kimś na pierwszej randce. Oczywiście wydaje się to niemoralne, jeżeli szukasz miłości swojego życia, czy coś – mrugnąłem do niego porozumiewawczo – Lecz nie wiem czemu, ale najbardziej ogniste związki zaczynają się właśnie od seksu. - zaśmiałem się krótko, pozwalając oczom osiąść gdzieś pomiędzy  długą szyją Billa, a wystającym fragmentem obojczyka.

By Bill.

            Patrzyłem jak jego dłoń, kiedy obejmowała szklankę, dotykiem palców niszcząc zawiłe korytarze, jakie na jej zimnej ściance namalowały spływające krople. Miał piękne dłonie, prawdopodobnie nie skalane fizyczną pracą, zadbane i kusząco idealne. Ciekaw byłem, czy tak samo idealny jest ich dotyk, kiedy kładą się swoją miękkością na obcej skórze. Równie doskonałe jak dłonie usta, objęły brzeg szklanki, sącząc mocnego drinka. Musiał teraz czuć palącą przełyk rozkosz, która spływa do samego żołądka. Czułem dokładnie to samo, przełykając odrobinę alkoholu, jaki wypełniał moje szkło. Konwersacja schodziła na mniej bezpieczne tory, ale nie zamierzałem z nich zboczyć moją odpowiedzią. Wręcz przeciwnie... Pragnąłem każdym słowem pędzić po nich do celu, niczym japoński Shinkansen.

- Jeśli ktoś jest na tyle intrygujący i podniecający, że w jego towarzystwie pod zamkniętymi powiekami już jawią mi się bezecne obrazy z nami w roli głównej, nie wykazuję się ani gramem pruderii i biorę z życia pełnymi garściami to, co najprzyjemniejsze, jak na mój absolutny brak jakichkolwiek zasad przystało, Tom. – skłamałem, bo do tego dnia mimo wszystko byłem zwolennikiem przynajmniej kilku. Czym ujął mnie ten człowiek, że zapragnąłem na chwilę zapomnieć o każdym moim postanowieniu?

Półuśmiech ozdobił moje usta, a powieki wolno zasłoniły gałki oczne, choćby po to, abym mógł stwierdzić, czy obrazy jakie właśnie się pod nimi malują, są pełne erotyki, czy też nie. I na Boga… były! Miałem głowę pełną obrzydliwie sprośnych wizji, tak obrzydliwych, że aż podniecających. Gdybym zaczął mu je opowiadać, moglibyśmy zaraz... Och... Dam już temu spokój, pozostawiając je wszystkie zamknięte w swojej głowie, nie pozwalając im stamtąd uciec. Będzie o wiele bezpieczniej jeśli je tam stłamszę i zabiję, może potem będę w stanie myśleć na tyle logicznie, aby nie oddać mu się zbyt szybko.

- Miłość, ach, czymże jest miłość…? - westchnąłem patetycznym, niczym poeta głosem. Sięgnąłem po leżącą na stoliku paczkę Cameli i wsunąłem sobie papierosa do ust. Miękko i lekko objąłem jego ustnik nabrzmiałymi wargami i znów poczułem się jak kobieta, kiedy od razu przy końcu papierosa rozbłysnął płomień go odpalający. - Dziękuję. - rzuciłem krótko, zakładając nogę na nogę. Wolną dłoń ułożyłem na kolanie. Znów niby od niechcenia przesunąłem leniwie spojrzeniem po tańczących, zastanawiając się, czy wypada tak po prostu mu to zaproponować, jednak nie chciałem w pełni grać kobiecej roli, więc po chwili zapytałem: - Jak wypalę, możemy zatańczyć, co ty na to?

By Tom.


            Szarobiały obłok wydostający się spomiędzy warg tworzył w przestrzeni niebieskawe spirale, a ja niczym zahipnotyzowany obserwowałem pełne usta obejmujące pomarańczowy filtr papierosa. Ukradkiem wyobraziłem sobie własnego kutasa wdzierającego się między ich miękisz, posuwającego go po same gardło, wnikający w tę lepką ciasnotę aż do linii jąder przy pomocy moich rąk wplecionych w blond kosmyki i, oblekający jego długość wilgocią. Aż zrobiło mi się gorąco i musiałem odwrócić wzrok w stronę parkietu; tyłek jednej z tańczących kobiet wyglądał nieźle, lecz na mnie nie wywarł większego wrażenia. Nie przypominam sobie, bym czuł się równie zafascynowany tak prozaicznym czynem jak palenie fajki, a jednak… Wystarczy ktoś, kto niewinnym gestem doprowadza cię do szaleństwa, a myśli mkną samoistnie ku obscenicznym aktom w przestronnym łożu.  Klubowej toalecie. Na tylnym siedzeniu samochodu. W ciemnej uliczce, gdy przypierasz chętne ciało do muru i całujesz do upadłego, pragnąc skraść jego smak, oddech, wstrząsnąć jego światem jak huragan prężnie niszczący każdą napotkaną na swojej drodze rzecz. Olbrzymi dreszcz przeszedł wzdłuż kręgów, sprawiając, że czułem się sparaliżowany własnymi pragnieniami. Odetchnąłem głęboko, wciąż szukając ukojenia dla bolącego z podniecenia ciała, ale spokój nie przychodził.

            Utkwiłem wzrok w kryształowym naczyniu napełnionym trunkiem do jednej trzeciej swojej objętości, opróżniając je jednym potężnym haustem.

            - Jeżeli kogoś pragniesz, wyzbywasz się wstydu i zahamowań – oblizałem bezwstydnie wargi, zatrzymując koniuszek języka w kąciku ust, aby pomyśleć. – Wtedy liczy się tylko to, co jest teraz i to, co możesz dostać. Skupiasz się na fizyczności, która odbiera każdy bodziec z siłą pędzących po równinie mustangów. Gubisz się w erotycznym tańcu i nie pragniesz niczego więcej, niż… No właśnie. Nie pragniesz niczego więcej, niż tkwić w tym zatraceniu po wieki, aby świt nigdy nie nadchodził.

            Dogasił peta w ciemnej popielniczce mamrocząc coś pod nosem, ale nie byłem dość skupiony, by wyłapać z kontekstu logiczny ciąg słów. Chyba mówił o tańcu – nie wiem, lecz wstałem machinalnie, gestem zapraszając go w kierunku tłocznego parkietu.

            - Jasne, chodźmy. – Strzeliłem niby luźno w odpowiedzi na jego propozycję.

Pragnąłem patrzeć jak jego ciało zatraca się w rytmie muzyki, wtedy bezkarnie będę mógł go dotknąć… Tak! Położyć dłonie na ciele Billa, usprawiedliwiając się chęcią tańca. Skosztować ciepła bijącego od skóry skrytej za materiałem, jakiego nadgorliwie pozbyłbym się w tym miejscu, natychmiast, teraz, już. Zarazem, niczym kot schrödingera, pragnąłem ukryć go w enklawie własnego świata, prywatnego państwa odgrodzonego od reszty niczym Watykan od Włoch. Paradoks, powiedziałbym. Wrzała we mnie wściekłość – nie wiem czy przez wypity alkohol, czy po prostu taki byłem – nie chciałem, by inne oczy wpatrywały się w moje trofeum, postawione na najwyżej półce, starannie otarte z kurzu i zadbane. I już nie wiedziałem, czy jeszcze oddycham, kiedy w uszach rozbrzmiało: 

Baby, I’m preying on you tonight, hunt you down, eat you alive… Just like animals, animals...”.

By Bill.

            Widziałem go poprzez kłęby białego dymu, wydobywające się z moich ust. Dzięki nim mogłem wpatrywać się w niego nieustannie, długo i nie musiałem uciekać wzrokiem gdybym napotkał jego spojrzenie, bo wówczas z odsieczą przychodziła mi kolejna chmura, jaką z wolna uwalniałem z moich płuc. Stanowiła ona pewnego rodzaju zasłonę i kamuflaż dla mojego uporczywego wzroku, jednocześnie przysłaniającymi widok kogoś tak podniecająco-idealnego. W mojej głowie jawiły się w jaskrawych barwach, klatka po klatce, wyświetlane niczym film, kolorowe obrazy, wytwór mojej szalonej wyobraźni, a on idealnie i misternie wieńczył powstające tam malowidła pędzlem swoich słów, dodawał im żywszych barw, a na koniec pociągnął wszystko błyszczącym werniksem westchnienia. Jego język, który przesunął się po dolnej wardze, aby zatrzymać w kąciku ust, stał się w jednej chwili przedmiotem pożądania. Nie... nie czerwieniłem się ani trochę. Moich policzków nie mógł nawet na moment pokryć demaskujący róż podniecenia, jaki mógłby się pojawić na sam dźwięk wypowiadanych właśnie słów, czy na ten tembr głosu, jaki przebijał się poprzez hałas i muzykę.

            Zdusiłem w połowie wypalonego papierosa w srebrnej popielniczce, dając mu tym samym sygnał, że jestem gotów pozwolić się ponieść muzyce, oddać we władanie szalonym rytmom i jego dłoniom. Kiedy wstał, również się podniosłem, podążając w kierunku parkietu.

             Rytm sam nadawał tempo w jakim zaczęły kołysać się moje biodra, a słowa piosenki stały się dla mnie czymś w rodzaju prowokacji. Nim zmniejszy się przyzwoity dystans między nami, scalę moje ciało z dźwiękami tak, jakby było jednością lub ich nieodzowną częścią, bez której istnieć nie mogą. Uwielbiałem tańczyć od zawsze i naprawdę byłem w tym dobry. Czułem, jak z każdym ruchem wpadam w trans, a moje istnienie płynie poprzez dźwięki. Dłonie sunęły się po moim ciele, ale wciąż były to moje dłonie... Spod wpół przymkniętych powiek popatrzyłem na niego, krzyżując elektryzująco linię naszych spojrzeń. Niemal wbijał we mnie swój wzrok, będąc coraz bliżej. To ciepło przenikało mnie na wskroś, spojrzenie stało się mocnym bodźcem pod wpływem którego wprawiłem biodra w okrężne ruchy i odwróciwszy się do niego plecami, ocierałem pośladkami o niego. Ale moje pląsy wciąż nie nosiły znamion perwersji, to co robiłem wciąż było subtelne i bardzo delikatne. Wszystko we mnie pulsowało i sam nie wiedziałem, czy to ten rytm, czy może z zupełnie innego powodu moje wnętrze drga. Sam teraz stawałem się całą rozdygotaną materią, moje ciało nie było całością, a mikroskopijnymi, drżącymi cząsteczkami.

            To było niczym trans, uniosłem ręce w górę, wciąż czując jego bliskość. Nasze dłonie na chwilę splotły się ponad moją głową, a zaraz potem poczułem jak jego dotyk osuwa się wzdłuż moich rąk, zatrzymując na ramionach, sunąc w dół, po bokach torsu, aż wreszcie osiadł na biodrach. Wciąż wirując w ekstatycznym tańcu odwróciłem się do niego przodem, nasze spojrzenia spotkały się, a jego gorące dłonie wciąż spoczywały tam gdzie wcześniej, jednak teraz zamieniły strony mojego ciała. Światła stroboskopu sprawiały, że jego twarz pojawiała się eksponując grymas przyjemności, uśmiechał się i wszystko toczyło się tak, jakby ktoś wyświetlał w mojej głowie film w zwolnionym tempie.

            W tej produkcji nie tylko ja byłem głównym aktorem, a to właśnie sprawiło, że ten film bardzo mi się podobał....


6 komentarzy:

  1. Nie wiem co napisać. Serio, pierwszy raz chyba nie mam żadnego pomysłu na komentarz. Tekst jest świetny, bezbłędny i wciągający. Czuć narastającą chemię między Billem i Tomem, a to dobrze wróży. :> I jeszcze ta wzmianka o seksie na pierwszej randce z rewelacyjną odpowiedzią Billa. Swoją drogą, chciałabym tych dwoje zobaczyć wywijających na parkiecie.

    W ogóle podoba mi się, że zarówno Tom, jak i Bill są tacy... zdystansowani? Wręcz speszeni swoim towarzystwem. Każdy z nich stara się wyjść na takiego obojętnego, chociaż w głowach obaj mają niezłe porno. Ciekawe, co to będzie się działo, jak sobie popiją. :>

    Wybaczcie bezsensowność tej myśli, ale naprawdę słów mi brak, żeby oddać mój zachwyt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i cóż to moja droga? Nie wierzę, że aż tak odebrałyśmy Ci mowę. Jednak skreśliłaś kilka słów i wcale nie są one nielogiczne.
      Dziękuję za uznanie, Bill to w całości moja postać, ale to zapewne już wiesz. O to nam chodziło, aby oddać tę elektryzującą aurę przyciągania między nimi, a niemożliwe możliwym się stanie, być może zasady także zostaną złamane, kto wie... Ale o tym w następnej, a może i kolejnej części, nie pamiętam, a i spoilerować także nie będę.
      Problem w tym, że nie wiadomo, czy zdążą dobrze popić.
      Dziękuję, ściskam, także w imieniu Pauline.

      Beatrice.

      Usuń
  2. Nie ma to, jak leniwy poranek z rogalikami na talerzu i filiżanką ciepłej kawy. A do tego rozdział, przez który mknie się z prawdziwą przyjemnością. Uczta dla żołądka, jak i organizmu ;)
    Podoba mi się, że czyta się to tak płynnie i z lekkim dystansem, takim samym, jaki reprezentują bohaterowie. Można odczuć, że samemu tkwi się w powolnym tańcu, który wraz z upływem czasu staje się coraz bardziej emocjonalny, pełen pasji. A na końcu, opada się z sił ze ściskiem klatki piersiowej i westchnięciem, bo nieświadomie gromadzone dotąd uczucia ulatniają się, zostawiając słodko-gorzkawy posmak.

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Ściskam,
    An

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając ten komentarz pozazdrościłam tak miłego ranka, choć już byłam po pierwszej kawie w pracy.
      Naszym zamierzeniem jest dobrze wprowadzić czytelnika w świat naszych bohaterów, a z Twoich słów wnioskuję, że obu nam się to udaje, tak przynajmniej nam to dziś przedstawiłaś.
      Jeśli niecierpliwość w oczekiwaniu na kolejną część zakiełkowała w Tobie, wierzymy że zostaniesz, zasiadając z nami do kolejnej konsumpcji słów.
      Razem z Pauline pozdrawiam i ściskam.

      Beatrice.

      Usuń
  3. No napięcie rośnie i budujecie je z każdym wręcz słowem. Naprawdę, na miejscu Billa chyba nie potrafiłabym się oprzeć i wytrwać w postanowieniu ;>
    No ale zobaczymy jak to się dalej potoczy... jestem bardzo ciekawa, wiec czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
    Tym razem jestem spóźniona :( ale następnym razem obiecuje poprawę!
    Dużo weny dla was! Buziaki, kochane :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sądzisz, że on wytrwa? Myślę, że wielu na jego miejscu nie dałoby rady, pozwoliłoby się za to ponieść emocjom i pragnieniu. Teraz chyba nie trudno już zgadnąć, jak będą wyglądały kolejne epizody, ale potem już nie będzie tak łatwo odszyfrować nasze intencje.
      Jesteś rozgrzeszona moja droga!
      Obie ściskamy i ślemy całusy.

      Beatrice.

      Usuń

Archiwum bloga