wtorek, 21 listopada 2017

Epizod pierwszy.

Epizod pierwszy.



„Każdy psycholog ma swojego psychologa,
A każdy bóg ma swojego... czekaj, w kogo wierzy bóg?
Raniłem mówiąc, że to tylko słowa,
To nie tylko słowa, więc nigdy więcej nie mów, co mam czuć...”




By Tom.


         Moja pamięć zaczęła mnie zwodzić. Nie potrafię przypomnieć sobie dnia, jaki podczas każdej sekundy swego trwania wprawiał mnie w euforię i zniecierpliwienie, bo do wieczora pozostało jeszcze kilkanaście długich godzin. Także praca na jakiej winienem się skupić zaczęła mi ciążyć, nie miałem nawet takiej możliwości przez uśmiech tlący się w otchłani oczu i natarczywe myśli, jakie odpychane ze świadomości z premedytacją pędziły ku niej równie prędko, jak szaleństwo astronomicznego światła. Lęk zaś nie powinien być czymś, co przysłania człowiekowi zdolność racjonalnego rozumowania.

Prędki rzut oka na srebrny zegarek o dużej, okrągłej tarczy wskazał godzinę dziewiętnastą. Odetchnąłem, wdychając w płuca trujący dym papierosowego uzależnienia. Wiedziałem, że godzina zero wkrótce wybije, ale dlaczego musiało być to takie frustrujące i zarazem dziecinnie zabawne? Poprzysiągłbym na każdą, najdroższą mojej duszy rzecz, iż demony budzące się z długiego snu we wnętrzu mojej głowy, niepokoiły mnie. Fakt odczuwania czegoś, kogoś z siłą tętentu końskich kopyt po tundrach i bezpieczy amerykańskich łąk nie był moją maksymą… Wolałem pieprzyć przez jedną noc i zapomnieć, kolejnej zdobywając następne, chętne ciało. Nie znosiłem nosić kajdan okręconych wokół nadgarstków, a takimi bez dwóch zdań były związki, małżeństwa, głupawe miłostki. Z drugiej strony nie decydując się na ryzyko, nigdy nie zaznamy prawdziwego szczęścia. To ono jest kwintesencją człowieczej tułaczki po Ziemi, epicentrum wszechświata, czegoś, co być może jest cudem samym w sobie. Umówiliśmy się na parkingu nieopodal Vegas, klubu, który wydawał mi się najbardziej klimatyczny, z dobrą muzyką, alkoholem i wygodnymi miejscami do siedzenia. Duży parkiet, przyjazna obsługa. Czego chcieć więcej…?

***
           
            Wysiadłem z białego Land Rovera LRX Concept, zamykając go dzięki sprytnemu przyciskowi wbudowanemu w klucz. Kochałem technologię i to, jak potrafi ułatwić codzienność. Oparłem się pośladkami o maskę samochodu, a mój wzrok zawisł tępo w przestrzeni, widząc i nie dostrzegając jednocześnie. Jakbym chociaż mógł przyspieszyć w ten sposób czas i odjąć zniecierpliwienie. Słyszałem w uszach bicie własnego serca, wyraźne i głośniejsze niż muzyka dudniąca z klubu nieopodal. W obecnym stanie stadium mojego umysłu stanowiło część równie transparentną jak dźwięki miasta gdzieś za moimi plecami.

            Uważałem, że punktualność jest cechą tych ludzi, którzy są nastawieni na sukces od dnia poczęcia. Nienawidziłem spóźnialstwa i choćbym był zmuszony postawić świat w ogniu, a wysokie budynki obrócić w proch, przybywałem dokładnie o wyznaczonej godzinie. Czasem nawet wcześniej, wolałem poczekać na kogoś, niż gdyby ta druga strona musiała czekać na mnie.

Wiedziałem jak wygląda osoba, na której niecierpliwie oczekiwałem – zresztą, tak specyficznej postaci nie można pomylić z nikim innym, toteż pozwoliłem sobie na małą zagrywkę, by zobaczyć jak się zachowa, czy pozna człowieka, który zrobił największą bzdurę w przeciągu ostatnich paru lat, przekreślając coś, na czym zaczęło mu zależeć. A może to właśnie był lęk, że znowu mogę się w coś zaangażować? Mówią, że człowiek to dziwne stworzenie, że nawet w tym najtwardszym można odnaleźć okruchy dobra i delikatności. Nigdy się do tego nie przyznam, jeżeli uprzednio nikt mnie do tego nie zmusi.

W momencie, kiedy zapalniczka ukazała złoty język ognia, zauważyłem, że na parking wjechało czarne auto, za którego kierownicą siedział mężczyzna tak charakterystyczny, że nie mogłem pomylić go z żadnym innym. Już wiedziałem, że to będzie ciekawa noc.

By Bill.

            Byłem pieprzonym pedantem. Pedantem i perfekcjonistą. To wiedziałem o sobie od dawna, miałem tego świadomość, a także utwierdzali mnie w tym przekonaniu wszyscy moi znajomi. Nie negowałem tego, nie miałem zamiaru się zmieniać uważając to za jedną z moich wielu zalet. Tak, byłem może odrobinę narcyzem, ale pracując w zawodzie modela ta cecha charakteru była jak najbardziej wskazana. Byłem pewny siebie i świadom swojej urody.

            Z tego właśnie powodu na tę randkę - choć nie do końca przekonany, czy mogłem nazwać to już randką – zamierzałem wystylizować się jak najlepiej. Chciałem wyglądać idealnie, pragnąłem wywrzeć na nim jak najlepsze wrażenie. Tylko wciąż nie do końca wiedziałem co jest tego powodem. Randek, czy też spotkań miałem już w swoim życiu wiele, czasem starałem się mniej, a czasem bardziej, traktując jednak większość z nich towarzysko, czasem jednak pałając chęcią uprawiania niezobowiązującego seksu, ale oczywiście nigdy nie robiłem tego na pierwszej randce. Nie byłem kimś łatwym, idącym do łóżka zbyt pochopnie i szybko. Szanowałem się i ceniłem od zawsze. I nikt, nigdy nie posiadł mojego serca, choć, kiedy sam tego pragnąłem, mógł posiąść moje ciało za obopólną przyjemnością.

            Tym razem także nie zamierzałem oddawać się zbyt szybko, choć mężczyzna z którym miałem się właśnie spotkać pociągał mnie i nie umiałem sam przed sobą tego ukryć. Widzieliśmy się jedynie raz, poznaliśmy w towarzystwie znajomych, ale czułem jakąś bliżej nieokreśloną iskrę, coś, co niesamowicie wówczas przyciągało nas do siebie. Nas – bo gdybym tylko ja padł ofiarą tych odczuć, czy przy pożegnaniu wyszeptałby mi do ucha datę i godzinę spotkania sam na sam?

            Mimo to nie zamierzałem zmieniać swoich zasad, bez względu na to, jak bardzo by na mnie nie zadziałał jego urok, ale musiałem wyglądać idealnie. Dla niego i dla własnego samopoczucia.

            Godzinny prysznic miał zmyć z mojego ciała trud całego, pracowitego dnia, już nie wspominając o drobinach potu i kurzu, jaki pozostawił na mojej skórze ten dzień. Jak zawsze, największy dylemat stanowiło wybranie kreacji. Czas uciekał i mimo, że połowa mojej szafy wyleciała na środek pokoju, nie mogłem zdecydować się w czym dla niego wyglądałbym najlepiej. W rezultacie wybrałem czarne, skórzane spodnie z miękkiej i niezwykle cienkiej skóry, a do tego odrobinę przezroczystą, batystową koszulę, której rękawy lekko podwinąłem. Odrobina biżuterii, ostatnie spojrzenie w lustro i można było śmiało stwierdzić, że wyglądam całkiem nieźle. Spóźniałem się zawsze i wszędzie, chociaż dziś naprawdę chciałem być punktualny, to potężny korek na głównej ulicy i tak urwał z mojego czasu niespełna 10 minut. Pospiesznie zaparkowałem, wyławiając bacznym wzrokiem jakieś wolne miejsce na parkingu, tuż przy klubie Vegas. Dobrze, ze nie musiałem przyjść tu na pieszo, inaczej już nie byłbym tak pachnący i świeży, a na tym zawsze najbardziej mi zależało.

            Uśmiechnąłem się sam do siebie, skłaniając w moją stronę lusterko, w które jeszcze raz chciałem zerknąć, aby móc w ostatniej chwili coś poprawić. Jednak korekta była zupełnie zbędna, bo wyglądałem dobrze, niemal idealnie. Uśmiech nie znikał z moich ust, a moje wnętrze rozkosznie drażniła lekka ekscytacja. Czułem, że ten wieczór spędzę przyjemnie i wyjątkowo. Nawet nie myślałem o tym, że mógłby nie przyjść, toteż wysiadłem zamykając pilotem drzwi auta. Wolno odwróciłem się, rozglądając wokół. Jednak nigdzie nie mogłem dostrzec Toma. Zerknąłem na zegarek. No tak... spóźnienie, ale nie takie znów duże, zaledwie piętnaście minut, takich zupełnie dozwolonych, można by rzec uczniowski kwadrans. Ponownie rozejrzałem się, pomrukując pod nosem:

            - Chodź tutaj Tom, no dalej, gdzie się schowałeś?

            Poczułem chłodny dreszcz strachu, że może moje spóźnienie zaważyło na jego decyzji. Może stawia na punktualność, nie lubi spóźnialskich, czy więc prawdopodobnym mogło być to, że się rozmyślił i po prostu odjechał? Ruszyłem kilka kroków w stronę wejścia do lokalu, miałem jednak wciąż nadzieję, że gdzieś jest, że czeka na mnie. Zatrzymałem się nieopodal wejścia, ponownie rozglądając, a wtedy poczułem na ramieniu czyjś delikatny dotyk.

By Tom.
               
Oddech zakrzepł w mojej piersi, kształty rozmazały się i wróciły do poprzedniego stanu, zastygając w bezruchu. Kątem oka zauważyłem znajomą sylwetkę. Postać. Jego, Billa... Jak mógłbym pomylić fenomenalne dzieło matki natury z kimkolwiek innym…? Magiczna chwila, powiedzieliby – pytam, co za kurwa maczała w tym swoje jędzowate palce?

Staranny ubiór, wypielęgnowane i perfekcyjnie ułożone włosy; emanował pewnością siebie, męskością, gracją, a jednocześnie był kobiecy, delikatny, idealne stworzenie dla moich ramion.

Chyba całkiem już ochujałeś, Tom…

Powietrze stało się gęste jak krew która prawie zamarza, a wśród jej spiralnych obłoków, nerwowość zakleszczyła mnie w drucianej klatce. Odniosłem wrażenie, że moje stopy są stworzone z ołowiu, nie potrafiłem ruszyć się z miejsca. Zdusiłem sadystyczne aspiracje mojego umysłu, ruszając leniwie w kierunku ciężkich drzwi, które zarazem były wejściem do środka sali zabaw, szczerych rozmów i przelotnego seksu w toalecie.

            Zaczaiłem się tuż za znajomym ochroniarzem, zabijając oczekiwanie luźną rozmową. Wciąż przyglądałem się pięknemu blondynowi kątem oka, był tak uroczo zakłopotany, zdenerwowany, jakby lekko przerażony. Obserwowałem szczupłe łydki, uda odziane w połyskującą skórę, co z kolei spowodowało, że przyspieszył mi puls, a bokserki stały za ciasne. Będę musiał wyżyć wzrost ciśnienia jak najprędzej… Skoro sam jego widok sprawił, iż podniecenie przejęło kontrolę nad moją racjonalnością, co będzie dalej? W tym momencie zacząłem bać się samego siebie…

            Gdy podszedł bliżej, rozglądając wokół jak zagubiona owca wśród stada wilków, zacisnąłem łagodnie palce na jego ramieniu. Poczułem jak przeszył mnie prąd, wyładowanie elektryczne, a ciepło jego ciała kontrastuje z chłodem moich dłoni. Zbliżyłem wargi do jego ucha, mówiąc:

            - Następnym razem musisz bardziej popracować nad punktualnością… - uśmiechnąłem się kątem ust – Cieszę się jednak, że udało ci się przybyć na miejsce. Wchodź. – Rozkazałem.

            Przepuściłem go przodem, puszczając oczko do poprzedniego rozmówcy, któremu po kryjomu wręczyłem pieniądze za wstęp i suty napiwek. Byłem rad, że Bill szedł przodem, ponieważ nie chciałem wyjść na zadufanego w sobie snoba, nie widzącego nic więcej poza swoją pracą, samochodem i korzyściami materialnymi. Poza tym z tej perspektywy mogłem bezczelnie wpatrywać się w jego jędrne pośladki, kształtne. Kusiło mnie, by ułożyć dłoń na jednym z nich i zacisnąć palce, poczuć pod nimi każdy mięsień i drżenie, chciałem jego dreszczy i nagości. Pokręciłem głową na boki, ażeby trochę otrzeźwieć. Zaczynałem szaleć i myśleć tylko o seksie, a przecież miałem wywrzeć na nim dobre wrażenie.

Naszym oczom ukazało się przestronne pomieszczenie skąpane w błękicie i szkarłacie lamp stroboskopowych. Pośrodku znajdowały się kanapy obite w białą i czerwoną skórę, po lewej stronie, niczym na krużganku, witały nas loże. Po prawej z kolei stało kilka samotnych stolików. Na ścianie przy wejściu wisiało płótno, na którym wyświetlano filmy puszczane z rzutnika, a po przeciwległej stronie bar ozdobiony rzędem wysokich krzeseł, mahoniowym drewnem, tablicą z nazwami drinków i napoi, a nawet szklanka wypełniona kolorowymi słomkami.

By Bill.

To był on.

Imponująco bił od niego spokój, z wyrazu jego twarzy nie mogłem wyczytać ani grama nerwowości, podczas gdy ja sam byłem jedną, wielką, tykającą bombą, z długim lontem. Naprawdę niewiele było potrzeba, abym stał się ledwie marnym pyłem. Starałem się jednak zachować pozory i miałem złudną nadzieję, że mi się to udaje. Zaśmiałem się dźwięcznie, mając nadzieję, że doskonale mój głos popieścił zmysł jego słuchu w całym w tym zgiełku i odwracając przelotnie w jego stronę, odpowiedziałem rezolutnie.

- Ależ ciężko nad nią pracuję całe moje życie, ale jak widać, efekty są niewspółmiernie marne do włożonego w tą pracę wysiłku.   

Przywitaliśmy się krótką wymianą zdań, nie mającą nic wspólnego z żadnym, grzecznościowym zwrotem powitalnym. Nie miałem pojęcia, czy uznać to za komplement, czy z tegoż powodu zabarwić doskonały nastrój kroplą wściekłości, kiedy poczułem się w jego towarzystwie bardzo kobieco. Szarmancko przepuścił mnie przodem i na dodatek zapłacił za wstęp do klubu. Obydwu nas było na to stać, dlatego też nie zamierzałem się droczyć. Pomyślałem, że zrewanżuję się i postawię mu może jakiegoś drinka przy barze, albo kupię kolorowe pigułki, po których świat wydaje się być piękniejszy. Chociaż dla mnie i bez polepszaczy był on cudowny.

Chyba już kiedyś tu byłem, wnętrze wydało mi się bardzo znajome. Możliwym było, że obraz ten wyłonił się właśnie z czeluści mojego umysłu, a zapisany został tam w stanie jakiegoś alkoholowego upojenia. Lokal nie należał do moich ulubionych, ale kto wie, czy po tym wieczorze, nie zostanie wciągnięty na takąż listę?

Poprowadził mnie wskazując drogę i delikatnie kierując dotykiem dłoni na moim ramieniu, a kiedy dotarliśmy do prawdopodobnie zarezerwowanej przez niego wcześniej loży, kolejnym gestem wskazał kanapę.

Usiadłem więc, opierając dłonie po obu stronach mojego szanownego tyłka, który idealnie wpasował się w miękką skórę siedziska. Miejsce było naprawdę fajne, a widok na parkiet genialny. Wprawdzie wcale nie zamierzałem obserwować jedynie tańczących, ale przy odrobinie alkoholu zaplanowałem sam ruszyć na parkiet i miałem ogromną nadzieję, że Tom będzie mi towarzyszył. Wciąż nie umiałem zbudować w mojej głowie scenariusza tegoż wieczoru, ale chyba on także nawet nie wyobrażał sobie, jak to wszystko się potoczy.

Teraz najważniejsze było, aby sie dobrze bawić. Dlatego należało zatopić usta czymś mocniejszym.

By Tom.

Spontaniczność uważałem za swój priorytet, właściwie odkąd sięgam pamięcią wstecz, wznosiłem ją na piedestał. Najbardziej cieszyłem się momentami, w jakich działo się coś cudownego, niezaplanowanego, metafizycznego, pozazmysłowego w całej swojej naiwnej świeżości. Przysiadłem na oparciu kanapy i spojrzałem na niego w milczeniu, zagryzając dolną wargę. Zastanowiłem się czy czasem ukradkiem nie przyglądał mi się, udając niewzruszonego. Czy widział jak świdruję go wzrokiem, niczym sęp gotów rozerwać martwe truchło by się  posilić? Czy widział czerń moich źrenic i drapieżcę czyhającego za zwierciadłem orzechowych tęczówek? A może drżały mu ręce i uciekał wzrokiem w kierunku parkietu, by dodać sobie odwagi, obrać taktykę, uknuć plan na tę noc. Granat nieba usłały gwiazdy i choć obecnie nieboskłon stanowił jedynie wysoki sufit i tańczące na nim światła, chciałem, by i pajęcza sieć odległych światów odbiła się w jego oczach.

Krótkie blond włosy, gęste, długie rzęsy, mały nos, pełne usta, łagodny podbródek. Smukła szyja, szczupłe, a zarazem muskularne ramiona. Tatuaże, wyłaniające czubki głów zza materiału, pod którym ukrył nagą fizyczność. Kącik ust machinalnie powędrował w górę, a oczy przeniosły się na bar.

- Czego się napijesz, Bill? Whisky z lodem, czy może wolisz od razu wściekłego? – Usłyszawszy, że teraz on stawia z buńczucznym wyrazem twarzy, rozbawiony pokręciłem głową, zaznaczając, że nie zgadzam się z tą teorią. Nie zamierzałem pozwolić, by za mnie płacił. Bill był moim gościem, więc prędzej pochłonęłoby mnie piekło, a języki ognia osmoliły skórę, niż poszedłbym na podobny kompromis. – Zaprosiłem cię tutaj, ja stawiam. Kiedy ty to zrobisz, nie będę marudził, byś się wykosztował. – Puściłem mu oczko, wstając z miejsca. – Więc? Jaka jest twoja decyzja?

Rozwarł wargi gotów kłócić się ze mną, lecz machnąłem na to ręką. Zostawiłem go na moment samego z przepaścią myśli. Pośladkami opadłem na skórzane obicie krzesła tuż przed mahoniowym kontuarem, a podeszwa buta oparła się o metalowy pręt. Zamówiłem dwa drinki: fantazyjny, kolorowy, pewnie trochę słodki, whiskey z sokiem wiśniowym i lodem, do tego Finlandię, sok i pepsi, nie zapominając także o mentolowych Camelach. Barman zapewnił mnie, iż przyniesie nam zamówienie do stolika kiedy obsłuży wszystkich klientów, zaś z racji, że nienawidziłem czekać, a cierpliwość nie była moją mocną stroną – przekupiłem chłopaka banknotem o dużym nominale. Pracownicy są jak marionetki… Kawałek papieru, a gotowi są zrobić dla ciebie wszystko, chociażby i zlizać błoto z butów. Prędko wróciłem do Billa, nie chcąc zostawiać go w samotności na zbyt długo. To był w końcu nasz pierwszy wieczór, a ja pragnąłem, aby czuł się wyjątkowo. Zapadłem się w miękkiej skórze sofy tuż obok niego, ramiona założyłem za głowę, a splecionymi palcami objąłem kark. Odetchnąłem, gdy moje plecy wbiły się w komfortowe oparcie.

- Cieszę się, że ten wieczór nadszedł. Ładnie wyglądasz, choć ciężko wyglądać źle, kiedy jest się tak charakterystycznym człowiekiem o pięknej twarzy i duszy, którą koniecznie chce się opisać jako tą zdeprymowaną i nie do końca idealną. – uśmiechnąłem się łagodnie. Moje nerwy były w strzępkach, aczkolwiek technikę udawania miałem opanowaną niemalże do perfekcji…



12 komentarzy:

  1. Czyżbym ujrzała nową wersję starego opowiadania z KiL'a? ;)
    Piękne, cudowne, majstersztyk!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypacynkowaną, lecz tak... Wcześniej znajdowało się na KIL'u, miło widzieć zaznajomioną twarz ;)
      Dziękujemy za pochlebstwa i obie mamy nadzieję, że zostaniesz z nami do samego końca. Buziaki. :*

      Pauline

      Usuń
  2. Zaczynam się Was bać. Zupełnie zmieniacie moje preferencje, co do opowiadań. Począwszy od tematyki, kończąc na narracji.

    Boże, nigdy nie lubiłam czytać opowiadań, gdzie występuje narrator pierwszoosobowy. Jakoś nie mogłam tego przełknąć. Chyba żadnej z Was nie zaskoczę, jeżeli powiem, iż w Waszym wykonaniu wyszło to fenomenalnie? Kocham, uwielbiam, ubóstwiam liczne porównania, jakich używacie. Pozornie zwykły tekst zamieniacie w arcydzieło. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się osiągnąć taki poziom. :)

    Na temat fabuły jeszcze się nie wypowiem, niemniej jednak podoba mi się, jak przedstawiłyście głównych bohaterów. Tom wydaje się być taki twardy (przynajmniej z pozoru), ułożony, z doskonałym planem na wszystko i nielubiący sprzeciwu. Natomiast Bill, poza pedantycznym podejściem do samego siebie, wydaje mi się być z kolei delikatną istotką, która pod maską tej swojej perfekcyjności skrywa ogromną potrzebę posiadania opiekuna, kogoś bliskiego jego sercu.

    Czy mam rację pewnie dowiem się niebawem.
    Coś czuję, że to będzie fajne. :) Jak już we dwie się zabrałyście za jedno opowiadanie, to cóż może wyjść innego, jak nie majstersztyk!

    Buziaczki dla Was. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, by nie zrażać się do nowych koncepcji i innej perspektywy. Zresztą dobrze pociągnięta historia w każdej z narracji będzie brzmieć dobrze.
      Kto wie co czai się we wnętrzu Toma? Wierzchnia, twarda skorupa i miękkie wnętrze? A może jest bezlitosnym skurwielem nastawionym jedynie na seks. Może ktoś go skruszy... A może on skruszy kogoś. Za to Bill - w moich oczach - jest słodki. I pozwolę, by Beatrice wypowiadała się o jego postaci. :D
      Ja póki co - typowo - dziękuję za wspaniały komentarz i mam nadzieję, że do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem. Buziaki ;*

      Pauline

      Usuń
  3. Dokładnie wczoraj stwierdziłam, że przeczytałabym jakiś dobry twincest i voilà, życzenie spełnione.
    Urzekł mnie wasz styl pisania. Lubię, kiedy używane są różne środki stylistyczne, bo treść staje się od razu bardziej bogata i, hmm, poetycka?
    Podobają mi się wykreowane przez was charaktery. Mam podobne odczucia jak osoba wyżej - Tom sprawia wrażenie zorganizowanego, dominującego mężczyzny, natomiast Bill jest bardziej delikatny, choć sądzę, że też nieco rozpuszczony, pieszczoch.
    No cóż, podoba mi się. Wyczekuję kolejnego rozdziału ;)

    Pozdrawiam,
    An

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Widzisz jak dobrze się stało, że akurat wpadłyśmy na genialny pomysł, by odświeżyć swoje dzieło i pokazać je światu? Miło nam, że usatysfakcjonowałyśmy Twoją wewnętrzną potrzebę porządnej dawki artyzmu pisanego.
      Cóż mogę napisać? Obaj są charakterni lecz zgadłyście obie - Tom jest typowym twardzielem, nie znosi dominacji nad sobą i wręcz nikomu na nią nie pozwoli. Samiec alfa, przywódca stada, samotnik, choć czasem lubi się zabawić. A Bill ma charakterek, ale czy jest delikatny? Przekonamy się z czasem...
      Dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że do usłyszenia pod kolejnym epizodem. Całuję ;*

      Pauline

      Usuń
  4. W końcu to tak zapowiadane cudo, którego już nie mogłam się doczekać! :D
    Póki co niewiele się wydarzyło, ale bardzo podoba mi się to jak budujecie napięcie między bohaterami. Oczywiście opisy emocji jak zawsze świetne, ale czego innego można by się spodziewać po takim duecie? :D
    Teraz tak... Beata odpowiada za Toma, a Paulina za Billa? :P (wole się upewnić) Hahahaha
    No kochane czekam na następny rozdział i mam nadzieje, ze doczekam się go szybko, bo już bym chciała wiedzieć czy Bill pozostanie wierny swoim ideałom i nie da się ponieść pożądaniu, czy może jednak Tom tak na niego zadziała, ze zapomni o całym świecie :D
    Życzę wam weny... buziaki :* :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt, trwało to trochę dłużej niż zamierzałyśmy i przyznaję się, że jestem tu głównym złoczyńcą, ale... To "soon" nie było aż tak długie! :D
      To dopiero początek, pierwszy rozdział, ale gwarantuję, że będzie się działo. A czy zostanie...? Zobaczymy w najbliższych odcinkach! A, choć powiedziałam ci już prywatnie, za Toma odpowiadam ja, Beatrice jest twórcą Billa.
      Dziękuję za komentarz i za obecność tutaj, mam nadzieję, że do zobaczenia pod kolejnym epizodem. Buziaki. :*

      Pauline

      Usuń
  5. Z połączenia piór dwóch doskonałych pisarek nie może wyjść nic innego jak petarda! To będzie mieszanka wybuchowa, którą zapewne nie raz zaskoczycie! Po przeczytaniu aż sama nabrałam ochoty, by coś napisać. O treści wiele napisać nie mogę, ale połączenie Waszych styli mnie urzekło. Nie pierwszy raz zresztą. Czarujecie poprzez mnogość środków stylistycznych i sprawiacie, że chce się więcej i więcej. Dlaczego wcale mnie nie zdziwiło, że Bill nie mógł się zdecydować, co założyć i spóźnił się na spotkanie? Tom jest jego przeciwieństwem i mam nadzieję, że dalej tak zostanie. Kontrasty są fajne.
    Kochane, niech wena będzie z Wami! Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dawno mówiłam Ci, abyś zaczęła pisać, bo robisz to dobrze. Skoro zaś napełniłyśmy Cię motywacją - Word jest pod twą jurysdykcją i możesz wyrazić wszystko, co chcesz.
      Fabuła dopiero się rozkręci, to pierwszy odcinek. Mam nadzieję, że z nami zostaniesz do końca, za to oni namącą w głowach, kto wie... Są ponadprzeciętni, a walka o uczucia to jedna z najtrudniejszych walk.
      Dziękuję za komentarz i do zobaczenia pod następnym epizodem. Buziaki ci wysyłam! ;*

      Pauline

      Usuń
  6. Hej wam !😉
    Pomysł jak najszybciej świetny, zgadzam się z powyżej z komentarzami. Nie wiele się dzieje ale zapowiada się interesująco
    Tak ciekawie pisane ta stylistyka i wgl pomysłowa , aż chce się więcej.
    Postać Toma takiego pewnego siebie z twardym , cwaniackim charakterem , można powiedzieć że trafione jakby się go znało od zawsze 🙂.
    Za to Bill świetnie jest opisany pod każdym względem bic,dodać nic ująć perfekt.
    Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka .
    Jestem ciekawa czy Billy będzie trzymał swoich reguł czy podda się uroku tego wieczoru który może zmienić jego życie ich obojga.
    Życzę Wam weny 🙂 pozdrawiam 🙂
    Buźka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A witamy serdecznie!
      Przede wszystkim dziękujemy za zainteresowanie i pozostawiony po sobie ślad. Kolejna dawka motywacji!
      Tom jest charakterny, zresztą... Jak kot spada na cztery łapy potrafiąc dostosować się do każdej sytuacji w życiu. Czy się go zna? Czy może tylko wydaje? Bill z kolei jest ułożony, pełen zasad, których kurczowo się trzyma. Do czasu...? Czy też nie?
      Miejmy nadzieję, że usłyszymy miłe słówko i pod kolejnym epizodem, który jest w trakcie poprawek. Jeszcze raz dzięki i buziaki. ;*

      Pauline

      Usuń

Archiwum bloga