wtorek, 26 grudnia 2017

Epizod czwarty.

By Tom.

            Wydawało mi się, a może też próbował swych sił w potyczce z królem podziemia? Osobą połykającą dusze niczym słodycz niewinnych, bezbronnych istot? Co za naiwne stworzenie… Nie mogę jednak rzec, iż nie aspirował mnie, bym dążył coraz chętniej po więcej. W jego zachowaniu tliło się coś rozkosznie zabawnego, elektryzującego i zniewalającego zarazem. Jedyny problem stanowił mój egoizm… Nienawidziłem, gdy odmawiało mi się czegokolwiek. Niezależnie od sytuacji czy jednostki, zawsze dostawałem czego chcę, choćby jedynym sposobem było pokonanie stosu martwych, ludzkich ciał.

            Fala pożądania zalała mój organizm niczym tsunami szarżujące wśród błękitu wzburzonego oceanu; zbliżała się do piaszczystego brzegu, by okryć furią wód suchy ląd. Pragnęła niszczyć wszystko co napotka na swojej drodze, pozostawiając naiwną nadzieję, że życie będzie potrafiło narodzić się na nowo. Traciłem resztki skrupułów, które przypominały mi o przynależności do gatunku ludzkiego – teraz nie liczyło się nic, poza moją hipokryzją, dążeniem do celu, posiadania go... I wypełnieniem epicentrum rozkoszy, jakie mogłem odnaleźć jedyne w najintymniejszych partiach ciała mojego dotychczasowego partnera. Zagryzłem wargę niemal do krwi, a moje usta zbliżyły się do ucha Billa, tak, aby mógł dokładnie usłyszeć każde słowo, które z nich pada.

            - Czujesz jaki jest twardy, co? Dobrze wiem, że nie możesz doczekać się, aż zerżnę twoje gardło. – Z satysfakcją uniosłem brew w górę, gdy siła mojego głosu rozdarła ciszę jaka zapanowała między kończącą się, a zaczynającą piosenką. – Będziesz błagał, żebym w końcu rozchylił twoje cholerne, seksowne uda i pieprzył do momentu, aż nie zaczną płynąć ci łzy. Bądź grzeczny. O, mogę Ci to nawet ułatwić! 

            Moje dłonie w oka mgnieniu przeniosły się na jego barki, pod naporem siły zmuszając do tego, aby uklęknął przede mną w lekkim rozkroku. Jedną z nich na powrót zatopiłem wśród gąszczu jasnych pasm, a drugą ująłem swojego penisa, ignorując wcześniejsze poczynania człowieka, którego właśnie zamierzałem posiąść. A wiecie co jest najlepsze? Nic nie mogło mnie powstrzymać… Ani on, ani ktoś postronny. Owszem, było to przyjemne i o mało co nie zapadłem się pod podłogę poprzez miękkość kolan, ale mocne doznania były tym, co nakręcało mnie najbardziej. Świat odczuć, które były wręcz przesadzone, był także takim, dzięki jakiemu czułem się najbardziej spełniony. Główka mojej męskości wtuliła się w kącik ust Billa, a ta, którą trzymałem na karku, przechyliła się nieco w prawą stronę. Spojrzał na mnie przenikliwie, wpierw obejmując wzrokiem moją erekcję; bursztyn jego tęczówek zamienił się w odległą, roziskrzoną galaktykę, a ja straciłem kontrolę. Nie wiem kiedy odchyliłem jego głowę w tył, mając wrażenie, że za pomocą silnego pchnięcia bioder, wypełniam jego wargi.

By Bill. 

            Był cholernie silny, wręcz brutalny i potraktował mnie jak dziwkę, a ja bardzo tego nie lubiłem. Droczyłem się z nim, lubiłem to, chociaż sam miałem ochotę zassać jego członka, którego twardość i wzwód podnieciły mnie do rozkosznych dreszczy. Jednak nie chciałem aby to poszło w tę stronę, nie w ten sposób, nie tak, nie siłą. W przeciwieństwie do niego, ja na szczęście wciąż miałem na sobie spodnie, nie tak jak on, który był spętany nimi, opuszczonymi gdzieś w okolicach kolan. Odwróciłem głowę w bok, w przeciwną stronę do ruchu jego dłoni. Napierający na kącik moich warg twardy penis, ześlizgnął się po moim policzku. Czułem jego wilgoć i ciepło, i cholera… Naprawdę miałem ogromną ochotę niemal go połknąć, pozwolić mu odnaleźć w moich ustach prawdziwą rozkosz, ssać go i chciwie przygryzać aż do lekkiego bólu. Wizja apetycznie kusząca, nakłuwająca moje podbrzusze igłami przyjemności. Widziałem go z bliska, jak pulsował mocno, patrzyłem na te żyły jak dwa postronki po bokach... Pieścić go ustami, to było marzenie, a co dopiero mieć go w sobie!

            Moja przekorna natura - mimo, że w tej chwili mogłem poznać jego smak - sprawiła, że jednak postawiłem na swoim. Ten unik był idealny. Szybko stanąłem na nogach i chwytając go mocno za barki, okręciłem i jednym pchnięciem przycisnąłem do ściany. Jego muskuły, siła, postura, to wszystko w normalnej sytuacji byłoby ogromną przeszkodą, a on nigdy nie pozwoliłby mi się w ten sposób zniewolić, gdyby się tego spodziewał, jednak czyż nie najlepszym sprzymierzeńcem człowieka – w tej sytuacji mnie - jest zaskoczenie?

            Zupełnie się tego nie spodziewając, skrępowany własnymi spodniami, niestety nie miał zbyt wielkiego pola do popisu. Teraz jego plecy poczuły lodowaty oddech ściany, a ja silnym uściskiem przytrzymywałem go za barki, mocno do niej przypierając. Spojrzałem mu prosto w oczy wzrokiem rozjuszonego byka. 

            - Mówiłem ci już Tom, że nie jestem ani grzeczny, ani łagodny... - syknąłem. - I nie lubię, kiedy ktoś mi rozkazuje, ale zrobię to bo tego chcę. Bo mam na ciebie zajebistą ochotę, obciągnę ci tak, jak dawno nikt tego nie robił - dodałem z chytrym uśmiechem. Mając świadomość, że jego penis wciąż pręży się podniecony, w oczekiwaniu jakiejkolwiek pieszczoty, najpierw wpiłem się w jego usta, całując zachłannie, jednak bez udziału języka. Poczułem na moich ramionach silny, niczym imadło uścisk dłoni, ale nie odepchnął mnie, nie ściągał w dół. Pragnął tego chyba jeszcze mocniej niż wcześniej, szczególnie po mojej słodkiej zapowiedzi rozkoszy. Wszak nie było siły, żeby mnie do tego zmusić, owszem, zgwałcić mógł mnie w każdej chwili, ale nigdy nie nakłoniłby mnie siłą do sprawienia mu takiej przyjemności. Skutkiem przymuszenia mnie do tego, mógł być jedynie mocny odcisk moich zębów na jego wrażliwym organie, a tego chyba nie chciał.

            Kiedy oderwałem się wreszcie od jego ust, wsunąłem sobie w lubieżnym geście między wargi palec, a potem lekko odsunąłem się i powiodłem nim w dół, wzdłuż jego torsu, zahaczając paznokciem o sutek prężący się pod koszulką, a potem znów ująłem mocno w dłoń nabrzmiałe przyrodzenie. Przylgnąłem swoją nagą piersią, do niego wciąż odzianego i jęknąłem wprost w jego wargi, kiedy zapulsował w mojej dłoni. Był taki gorący! Pragnąłem wreszcie zasmakować tej słodyczy. Natychmiast klęknąłem i zanurzyłem go w moich ustach, nasuwając je lekko po same jądra. Jego rozkoszny jęk wymalowałby z pewnością na moich wargach uśmiech satysfakcji, ale przecież one tak bardzo były zajęte tą podniecającą czynnością. Jeśli teraz spojrzałby w dół, zobaczyłby z jaką precyzją wnika swoim kutasem w moje usta, bo zapewne doskonale czuł, jak jego główka wciska się w mój przełyk, prowokując nadmierną produkcję śliny. Było mu tam wspaniale, mokro, ciepło i ślisko, niczym w kobiecym wnętrzu. Dlatego też z pewnością nie zamieniłby tego doznania. Teraz chciał być we mnie właśnie tak, dokładnie w ten sposób, i był, a ja ssałem mu mocno i zapamiętale, jednocześnie pieszcząc między palcami twarde z podniecenia jądra. Wsłuchiwałem się w jego jęki, czułem jak palce szarpią mi włosy, ale to było tak cholernie podniecające i przyjemne. Kiedy przerwałem, uniosłem spojrzenie w górę, nie musiałem o nic pytać, te zamglone oczy patrzyły na mnie płonąc, jakby krzycząc, że chce więcej.

            Wciąż trzymając go w dłoni, opływającego śliną, gorącego, nie zamierzałem na tym poprzestać. Wysunąłem język i polizałem go niczym najsłodszego lizaka, po chwili wciskając mały kolczyk, jaki w nim tkwił w sam czubek w niewielki otworek, stanowiący ujście jego cewki moczowej. 

By Tom.

            Bill był władczy, nieustępliwy i tak bardzo zawzięty… Doprawdy, pomyślałby kto! Iskry tlące się w jego oczach zdradzały każde najmniejsze pragnienie i nie zważając na to, jak mocno oponował, wiedziałem podświadomie co tkwi w jego wnętrzu: żądza… Lubił grać, a ja uwielbiałem dobrze się bawić. Za przykrywką czego można ukryć fakt, że każdy mężczyzna, bez wyjątków, dostaje białej gorączki, gdy jego kochanek pokazuje, iż stać go na więcej niż maślane spojrzenie obejmujące twą twarz i głuche jęki rozdzierające ciszę niczym wystrzelone z beretty kule w kierunku jegomościa darzonego jadowitą nienawiścią? Każdy sposób był dobry, aby w końcu osiągnąć wcześniej zamierzony cel – wiedziałem przecież, że mimo wrodzonego braku cnoty jaką jest cierpliwość, co chcę, dostaję podane jak na srebrnej tacy. Nie wiedziałem czy to jakaś tajemnicza odmiana narcyzmu, zadufania w sobie, a może zwyczajnie byłem aż takim dupkiem.

            Mój wzrok powędrował w dół. W tym samym momencie moje podbrzusze przebił rozżarzony niczym węgiel smagany ogniem, grot strzały. Utkwił gdzieś pomiędzy kością krzyżową a kątem podłonowym, sącząc do moich żył zatrute opium, którym był dotyk jego dłoni, języka, warg. I czy to szaleństwo, czy moje stopy nadal dotykały tego piekielnego dywanu? Kurwica mnie wzięła, kiedy budząc się z amoku doszło do mnie, że to nie ja jestem panem sytuacji. W momentach, w których przepełniała mnie irracjonalna wściekłość, nie potrafiłem znaleźć kompromisów – walczyłem o władzę, choćby za cenę nektaru płynącego labiryntami moich żył, ostatniego oddechu, połamanych kości. Uważam siebie za urodzonego lidera potrafiącego porwać tłum z krzeseł, jeżeli akurat tego zechcę. Dlaczego więc w tym momencie miałoby być inaczej? 

            - Nie, tak nie będzie – warknąłem, po czym sam przykucnąłem. Sprytnie przydusiłem ciało Billa do kłującego w plecy podłoża, a jego ręce skrzyżowałem w nadgarstkach nad głową. Były na tyle szczupłe, abym mógł przytrzymać je w uścisku jednej z chwytliwych kończyn, podczas gdy druga, nieskrępowana, rozprawiła się z tą cholerną, metalową sprzączką paska od spodni. Mięśnie naprężyły się pod skórą moich ramion, ukazując każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. 

            - Kiedy drapieżnik dopada swoją ofiarę wbija się w nią zębami, rozdziera skórę, dusi i pożera, kiedy ta wciąż oddycha i wszystko czuje… A kiedy ja dopadam do swojej, pieprzę ją tak, aby cały świat zatrząsł się w posadach kostek. – Mój wzrok osiadł w głębi orzechowego oceanu zapomnienia – to zabawne, że mimo mroku, który nas ogarnął widziałem wszystko tak dokładnie. Nie ma się jednakże czemu dziwić, kiedy każdy nerw napięty jest jak świeżo nastrojona struna gitary, wszystkie zmysły stają się wyostrzone, a ty potrafisz wyczuć woń podnieconego ciała nawet z odległości wielu kilometrów. 

            Materiał okalający Twoje biodra przepadł w nieskończoności świata, który rozpościerał się gdzieś poza nami. Oparłem palec wskazujący na Twojej dolnej wardze, przesuwając wzdłuż wyraźnych konturów – czułem chłód metalu i gorąco, miękkość warg i szorstkość srebrnych ozdób. Wniknąłem nim do ich wnętrza, a kiedy był wystarczająco mokry, pozwoliłem odnaleźć wejście do raju pomiędzy Twoimi pośladkami, drugą dłonią obejmując nabrzmiałego penisa. 

            Musiałem ci przyznać jedno: wydawało mi się, że nigdy więcej nie byłbym w stanie dotknąć chłopaka. Dopóki nie pojawiłeś się w moim świecie i nie powywracałeś wszystkiego do góry nogami.

By Bill. 

            Właściwie nieistotne było, czy się spełni w moich ustach, czy między moimi pośladkami. Wiedziałem, że z każdym ruchem zwinnego języka popadał w sidła coraz głębszych, silniejszych emocji, pragnął tego najmocniej, jednak nie potrafił zaakceptować świadomości, że w tej chwili to właśnie ja go tak mocno zniewalam, że mam nad nim władzę. Bo to przecież on chciał być panem i władcą, to on chciał mieć całkowitą kontrolę nad tym aktem, a kto wie, czy także i nie nade mną samym? Może pragnął nie tylko posiąść moje ciało, ale może marzył także i o mojej duszy?

            Był władczy, cholernie zaborczy, nie umiał okazać żadnej słabości, a przede wszystkim nie chciał tego. Wiedziałem, że chwila, w jakiej by to uczynił, byłaby dla niego porażką. Dlatego tak bardzo bał się zdemaskować i przyznać, jak nieziemsko się czuł, kiedy z taką pasją zacząłem mu obciągać. Może w tamtej chwili rosły mu skrzydła i w obawie, że za chwilę oderwie się od podłogi, tak po prostu, brutalnie przerwał moją pieszczotę?

            Ten człowiek wciąż mnie zaskakiwał. Zdziwieniem dla mnie był fakt, że nie zaczął nawet poruszać biodrami, aby wnikać w moje usta jeszcze głębiej, nie okazał na tyle brutalności, abym niemal dławił się tą ogromną męskością. Kim był mężczyzna, który z taką stanowczością pragnął zmusić mnie do seksu oralnego, a gdy tak wspaniale sam się do tego zabrałem, najzwyczajniej w świecie, po prostu to przerwał? Odpowiedź na to pytanie była jedna: on nie chciał obnażyć przede mną żadnej, swojej słabości. Drzemały w nim nader skrajne uczucia i pewna emocjonalna niedojrzałość, jaką mi właśnie pokazał.

Nie zamierzałem protestować i.... nawet przyjemnym było być tak mocno zdominowanym, poczuć, że ktoś pragnie mnie w tej chwili tak, jak nikogo na świecie. 

            - Więc pieprz mnie Tom... Pieprz najlepiej jak potrafisz - wychrypiałem w odpowiedzi wprost w jego wargi, które teraz były tak blisko. Moje spodnie stały się nie lada wyzwaniem i już miałem na ustach groźbę, że prawdopodobnie będzie czekał go niespodziewany wydatek, oczywiście jeśli mi je porwie, ale w końcu poradził sobie z nimi i obyło się bez ofiar.

Kręciło mi się w głowie z nadmiaru tych wszystkich emocji, a kiedy przymknąłem oczy, każda z nich pod powiekami wymalowała kolorową tęczę. Wtedy zatopił swój palec w moich ustach. Zassałem go tak, jakby to wciąż był jego penis; mocno, niemal boleśnie, nawilżając nadmiarem śliny. Nawet nie dostrzegł wtedy wyrazu moich oczu, tak bardzo spiesząc się, aby nasycić swoje żądze, swoje samcze ego. Nie mógł nawet wiedzieć, jak wiele stracił, ile iskier uleciało w powietrze paląc się bezowocnie... I ta moja, nawet nie zauważona pasja... Poprzysiągłem sobie wówczas, że kolejnym razem będzie mnie prosił o taką przyjemność, bo z własnej woli na pewno mu jej nie podaruję.
           
Patrzyłem na niego pożądliwym, zamglonym spojrzeniem. Wyprężyłem ciało. Teraz bez trudu mógł zobaczyć każdy mój zarysowany na torsie mięsień, który grał pod skórą. Spinałem je i rozluźniałem, adekwatnie do położenia jego ciała, a kiedy uwolnił moje dłonie z uścisku swoich rąk, uniosłem się na łokciach, rozchylając uda. Patrzyłem wprost w te oczy, jakbym chciał wniknąć tym spojrzeniem w głąb jego duszy, patrzyłem na jego poczynania, kiedy mokrym od mojej śliny palcem, podążał gorącą ścieżką do upragnionego celu.

„O tak... wniknij we mnie, chcę cię poczuć.... Jeden palec, drugi... To wciąż za mało Tom...”.

 Pojękując cicho, poruszyłem niecierpliwie biodrami. Już chciałem go w sobie, teraz, natychmiast! 

            - Znów tylko obiecujesz... – wymruczałem i opadając na dywan, wbiłem spojrzenie w sufit. 

By Tom.

            Nie potrafiłem sprecyzować co działo się w moim wnętrzu: jednocześnie byłem pusty i pełen emocji, jakie natrafiając na wysoki mur, próbowały przebić się na drugą stronę, by zalać niezdobyte lądy kalejdoskopem doznań. Część mnie odpowiedzialna za racjonalność podtrzymywała te fortyfikacje; nie mogły upaść, roztrzaskać się w drobny mak, miały być jak niewzruszona góra, chłodna i majestatyczna. Wyprostowałem plecy, spoglądając łasym wzrokiem na perfekcję prężącego się przede mną ciała. Był jak kropla deszczu, jaka rozkoszowała się swobodnym opadaniem z chmur…. Lekki, zwiewny, otulony pędem powietrza w oczekiwaniu na bolesną śmierć, w którym perła tlenku wodoru rozbiwszy się o ziemię, wsiąkała w nią, by ofiarować roślinom życie.

            Niespodziewanie dopadła mnie myśl, że przesadziłem będąc tak okrutny, by nie pozwolić mu się wykazać. Może umknęło mi coś, co chciał mi przekazać? Może nie byłem dość skupiony…? Plotę bzdury! Chodzi jedynie o przyjemność i o to, aby obopólnie osiągnąć satysfakcjonujący punkt kulminacyjny.

            Właśnie… To jedna z podstawowych skaz mojego charakteru – raz, że paradoksalny, dwa, że jestem impulsywny i, gdy irytacja brała władzę nade mną, nie potrafiłem powstrzymać się, żeby nie pokazać, że to ja jestem tym silniejszym, bardziej upartym oraz, że nigdy się nie poddaję, brnąc do celu choćby i po stosie ściętych głów. Może któregoś dnia zdołam obnażyć przed nim, że pragnę, by spróbował zastąpić demoniczny temperament świetlistą łaską zrodzoną wśród mglistej połaci niebios. Przecież, mimo dość poważnego wieku na papierze, momentami dochodziło do mnie, że moje emocje wciąż są w wieku przedszkolnym…

            Wzrok pięknego kochanka przypominał rozgwieżdżone niebo podczas ciemnej nocy, a szept wydobywający się z gardła wibrował w moich uszach niczym cisza. Słowa docierały do mnie cały czas, znowu, od nowa, na powrót. Doprowadzał mnie do szaleństwa, gotowałem się niczym magma wewnątrz niszczycielskiego wulkanu. Mimo egoizmu i hipokryzji, jaką w sobie kryłem, wiedziałem jedno – bardziej zależało mi na jego przyjemności, niż swojej. Co on w sobie kurwa miał, że zaczynałem świrować i stawiać go wyżej od siebie…? Zwariowałem, a może zawsze byłem pierdolnięty, ale nie dopuszczałem do siebie tej myśli?

Gdy palec wskazujący niespiesznie wniknął w gorąc jego ciała, wiedziałem, że nie wytrzymam już zbyt długo… Za mocno pragnąłem zatopić się w tej rozkosznej wilgoci, gorącu, poczuć jak jego uda zaciskają się wokół moich bioder. Jęknął cicho, potem trochę głośniej, gdy dołożyłem pieszczotę drugiego palca, drażniąc zaciśnięte kurczowo mięśnie, jeszcze dość suche, lecz wiedziałem, że wkrótce zastąpi ją przyjemna lepkość. Zdrętwiałem z nadmiaru doznań, choć nie wskazywało na to moje zachowanie; przecież aktorem byłem idealnym… Przywarłem wargami do skóry na torsie Billa, łapczywie chwytając jej skrawki między zęby, aby zadać nieco przyjemnego cierpienia, jakie tak prosto można załagodzić dotykiem języka… Ciasne wnętrze zacisnęło się na moich palcach, stanowiąc preludium ku temu, co czeka mnie, gdy zastąpię je własnym penisem, który i tak pulsował już niecierpliwie, nabrzmiewał coraz mocniej i dawał wrażenie, że jeżeli czegoś z tym nie zrobię – wybuchnę. Wbrew samemu sobie pozwoliłem, by  ocierały się o miękkość ścianek, wchodziły głęboko, do samego końca, aby móc zgiąć się i osiąść na którymś z boków mocniej, dłużej, niemal wbijając w ich strukturę krótkie paznokcie. 

- Posiądę cię i będę pieprzył z pasją… Każdy wokół usłyszy, jak jest ci dobrze. – Wychrypiałem, przybierając na twarz jeden ze swoich łobuzerskich uśmiechów. Twardniałem coraz bardziej, każda komórka w ciele bolała, wołając przez te katusze o wodę ze źródła jego ciała. Ale nie, nie, jeszcze nie… Poczekam. – Nawet nie wiesz jaki jesteś ciasny… - Dodałem po chwili.

By Bill.

            Leżałem jak upodlony, na tym dywanie, który musiały przemierzać tysiące stóp w brudnych butach. Leżałem tak patrząc w sufit, całkiem niepewny tego co chce ze mną zrobić, kiedy nagle widok sufitu zastąpił mi widok twarzy Toma. Teraz był dla mnie niebem, a jego oczy niczym dwie gwiazdy we mnie wpatrzone. I usta poruszające się w cichym szepcie, sącząc słowa które wciąż były tylko obietnicą. Naparł na mój wrażliwy punkt palcami, wnikając do wnętrza. Rozchyliłem usta z których wymknął się kolejny jęk.

            Traciłem zmysły, gdy te obłędnie miękkie wargi pokrywały połać mojego ciała... Całował wrażliwe miejsca, przygryzał moją skórę sprawiając ból, ale po chwili łagodził ciepłem, kładąc na niej wilgoć warg. W moim rozkosznym więzieniu seksualnej przyjemności właśnie opadła krata, zamykając mi powrót w realia, aż do chwili spełnienia. I gotów byłem oszaleć, jeśli spełnienie nie miało nadejść...

Tak bardzo chciałbym żyć tą chwilą tak długo, jak tylko się da. Gdybym tak mógł zatrzymać te doznania w sobie na zawsze, ale czy można żyć, będąc wciąż i wciąż napiętnowanym permanentną rozkoszą? Odkrywałem to w najbardziej ostentacyjny sposób manifestując odczuwalną przyjemność i siłę swojego pożądania. Płonąłem pojękując coraz głośniej z każdym muśnięciem gorących warg, czy choćby lekkim owianiem mojej skóry siłą namiętności oddechu. Moje coraz bardziej drżące dłonie, miotały się zupełnie nie potrafiąc odnaleźć swoją drogę, aż w końcu wplotłem palce w jego włosy. Nie chciałem wpłynąć na decyzje mojego kochanka, chociaż wiłem się pod nim jak ryba właśnie wyjęta z wody, pragnąc w końcu tego zniewolenia bez reszty.

Niech te usta pragną, niech biorą czego tylko chcą i jednocześnie dając mi przyjemność, odbierają swoją. „Ssij, pieść, penetruj…”, szeptałem w myślach.

            - Zrób to wreszcie, Tom... - Mój jęk był niemal błagalny, chociaż wciąż czułem w sobie jego palce, które doprowadzały mnie do obłędu. Miałem pewność, że jeśli zaraz mnie nie weźmie tu i teraz, wyprowadzi stąd niespełnionego szaleńca... 


Archiwum bloga