Epizod trzeci.
By
Tom.
Jaki jest sens w pilnowaniu własnych
zasad czy też wmawianiu sobie, że seks pozbawiony miłości nie jest tym do czego
dążę…? Wszystkie dotychczasowe przekonania rozpływały się w powietrzu niczym
kamfora, gdy jego ciało wczuło się w rytm muzyki, głęboki dźwięk basów i
dwuznaczność tekstu. Wiedziałem już, że łańcuchy oplecione wokół moich
nadgarstków z wolna zaczynają kruszeć, rozpadać w proch. Z każdą upływającą
sekundą byłem bliżej upragnionej wolności… Krok po kroku, milimetr za
milimetrem, oddech za oddechem. Przestawałem skupiać swą uwagę na zachowaniu,
utrzymywaniu pozorów, podchodach, zabawie. Może przez alkohol krążący żyłami
wraz z gęstniejącą krwią, a może właśnie jego osoba wyzwalała we mnie bestię,
jakiej wszak nie zamierzałem się pozbywać.
Firana ciekłego dwutlenku węgla
przysłoniła mi osobę Billa, aczkolwiek wyczulone nozdrza wciąż wyczuwały zapach
perfum zmieszany z aromatem jego skóry. Podobny smak przynosi gorycz kawy o
poranku, jaka upatrzyła sobie partnera w słodyczy miodu… Dłonie oparły się o jego
biodra, zdecydowanym ruchem przysuwając pośladki do swojej miednicy. Musiał
odczuć, że ekscytacja opanowała moje ciało i nie potrzebuję wiele, aby
wybuchnąć jak wulkan… Kiedy poczułem jak plecy chłopaka ocierają się o mój
tors, a męskość w spodniach niewątpliwie drażniona jest ciepłem i miękkością
jędrności znajdującej się poniżej lędźwi jego ciała, tak bardzo zapragnąłem zgłębić
wszystkie tajemnice tej konkretnej fizyczności, wsunąć rozpalone pożądaniem
męskie ego w wilgoć wnętrza i zabrać tam, gdzie nawet anioły nie odważą się
stąpać boso. To raj dla tych, którzy przesiąkli grzechem do cna… Moje palce
wsunęły się za krawędź jego koszulki, niecierpliwie zabierając we władanie te
skrawki skóry, które znalazły się pod żądnymi ich wiedzy, opuszkami. Dreszcz,
filigranowość, subtelność. Spostrzegłem, iż wstrząsnęło nim pragnienie równie
mocne jak moje, tak silne, że gdyby można porównać je z wybuchem bomby, to
rozpad jąder atomowych byłby błahostką, marną iskrą zimnych ogni. Odwrócił się
przodem do mnie, a wówczas pozwoliłem sobie zakleszczyć jego pośladki w
objęciach dłoni, a nasze biodra zakołysały się we wspólnym rytmie. Nie byłem
wprawnym tancerzem, ale za uśmiech na tej niebiańsko pięknej twarzy i możliwość
podarowania mu nieba na ziemi, mógłbym zgnić w piekle.
Przysunąłem usta do płatka jego ucha,
drażniąc zmysł słuchu zachrypniętym tembrem głosu:
- Jeżeli to tylko chwila, chcę czerpać
z niej garściami. Zjeżdżamy stąd. – Zacisnąłem palce wokół jego nadgarstka; nie
potrafiłem panować nad swoimi emocjami, więc i nie potrafiłem prawidłowo
określić, czy nie zmiażdżyłem przy okazji jego delikatnych kości. Skierowałem
swoje kroki w kierunku opuszczonego korytarza, prowadząc go w miejsce, gdzie i
tak nikt, nigdy nie uczęszczał. Miejsce publiczne, o którym dawno zapomniał już
świat. Czułem jak serce bije mi w piersi, pragnąc wydostać na zewnątrz by
odetchnąć i zwolnić tempo.
By
Bill.
Oparłem dłonie na jego torsie i patrzyłem
mu w oczy, kusząco i prowokująco. Nie wiem czemu to zrobiłem, ale w tamtej
chwili wyzbyłem się wszystkich zasad. Byliśmy bardzo blisko, najbliżej, jak
można być, kiedy wciąż okrywał nasze ciała materiał ubrań. Podobało mi się to,
jak stanowczo zagarnął mnie tylko dla siebie, wręcz nie pozwalając ocierać się
o moje ciało innym. Powoli przesunąłem dłońmi po muskularnych ramionach w górę,
aż oplotłem nimi jego szyję, osiadając opuszkami palców na karku. Ciepło jego
ciała obezwładniało mnie, niemal parzyło pobudzając wszystkie zmysły. Czułem,
jak jego rozbiegane palce zakradają się niczym złodzieje pod moją koszulkę, a
tam miękko pieściły skórę moich lędźwi tuż pod nią. W tamtym miejscu była
delikatna, niemal jedwabista, jednak nie wystarczała mu, bo zapragnął mieć w
dłoniach moje jędrne pośladki i choć jedynie przez materiał spodni, mogłem
wyczuć na udzie, jak mocno go to podnieca.
Ja… ja chyba oszalałem… Tak, to było
idealne określenie na stan mojego ducha. Byłem pewien, że zupełnie straciłem
nad sobą kontrolę, nie panowałem nad odruchami, nad podnieceniem, postradałem
wszystkie hamulce i gotów byłem oddać mu się tu i teraz, na tym parkiecie, ale
on… On wciąż mnie nie brał. Modliłem się w duchu, aby choć ten człowiek miał
odrobinę zdrowego rozsądku, ale wydarzenia toczyły się dalej, a los drwił sobie
z mojej modlitwy.
Rytm
stał się wspólnym rytmem w jakim rozkołysały się nasze biodra, muzyka coraz
cięższa, atmosfera między nami coraz gęstsza, powietrze parzyło... Jego oddech
opływał moje usta, a ja nie zamierzałem dopełniać tego w żaden sposób.
Pragnąłem kusić do granic możliwości, ale Tom zapragnął więcej. Stanowczym
szeptem tuż przy moim uchu postanowił przerwać tę grę pozorów, mieszając swoje
słowa ze słowami piosenki, a już po chwili pociągnął mnie za sobą, chwytając za
nadgarstek. Płynąłem za nim poprzez ten tłum, jakbym unosił się na falach
pożądania, jakbym był zaledwie puchem, lekkim jak piórko pyłem. Tak wprost z
tanecznego parkietu w nieznane. Nikt się temu nie dziwił, choć muskały nasze
ciała jakieś przelotne spojrzenia, kiedy prowadził mnie za sobą aż do ciemnego
przejścia, gdzieś w nieznane. Z każdym krokiem muzyka stawała się coraz
cichsza, a mój oddech coraz głośniejszy i cięższy. Po chwili już nie słyszeliśmy
żadnych tonów linii melodycznej i jedynie dobiegał do naszych uszu rytm
naznaczany basami. Jego bliskość sprawiała, ze moje ciało przebiegł dreszcz
niepewności, podniecenia, a może nawet strachu. Czułem na policzku gorący
oddech i coraz cięższe dyszenie, spowodowane prawdopodobnie zmęczeniem, albo
pragnieniem mnie. Pobudzał moje wyobrażenia, a one kłębiły mi się w głowie w
bajecznych kolorach aktu, który być może nigdy nie będzie urealniony, nie
stanie się, a jedynie zagram tam główną rolę stworzoną w mojej głowie. Patrzyłem
na te usta, one były tak nieziemsko blisko, rozchylone, nabrzmiałe i wilgotne.
-
Gdzie jesteśmy, Tom? - zapytałem wreszcie, cicho, urywanie. Brakowało mi tchu,
coś zaczynało właśnie mocno pulsować w moim kroczu, ale nie odpowiedział nic. Tak
po prostu zatrzymał się gdzieś w połowie ciemnego korytarza, a moje rozgrzane
plecy przylgnęły do zimnej ściany.
By
Tom.
Nie było potrzeby, by rozchylał
powieki w obawie przed czymkolwiek z mojej strony. „Czyżby…?”,
podsunęło prześmiewczo sumienie, znając mą postać o wiele lepiej, niż sam
zdołałem poznać.
Może
jedynie tego, że pokażę mu powierzchnię Ziemi z perspektywy szybującego wśród
chmur sokoła, wodospady tajemnic, wzgórza uniesienia, lazurowy brzeg oceanu
spełnienia. Kim był ten człowiek, który w przeciągu niespełna paru dni sprawił,
że moje życie wywróciło się do góry nogami – tak, jak zawsze potrafiłem
zapanować nad zwierzęcymi instynktami, teraz poddawałem im się tak łatwo,
jakbym nie wiedział, czym jest samokontrola…
Jego
plecy zetknęły się z chłodem ściany w chwili, w jakiej nasze oczy przyzwyczaiły
się do półmroku, który panował w wąskim korytarzu przypominającym ten, z którym
spotykamy się w przydrożnych motelach. Niewielki, ciemny, wyłożony ozdobnym
dywanem. Pod ścianą stała szafka, a nad nią wisiało szerokie lustro. W sumie lepiej
dla mnie – będzie mógł oglądać swoją twarz wykrzywioną grymasem ekstazy, kiedy
już zdobędę to, co mi się należało za jego uwodzenie, pokusę i zabawę z moim
męskim ego. Muzyka dobiegała gdzieś z oddali, jak i krzyki pijanych
imprezowiczów. Adrenalina ofiarowując mi jasność myślenia, twierdziła, że ktoś tak łatwo może nas nakryć,
paradoksalnie nakręcała mnie jeszcze bardziej. Mój tors naparł na ciało Billa z
siłą pędzącego konia, dłoń oparłem o płaszczyznę po prawej stronie jego głowy,
a między palec wskazujący a kciuk drugiej, ująłem drobny podbródek. Wpiłem się
w jego lekko rozchylone wargi niczym spragniony wędrowiec na pustyni, kradnąc
ich dotyk i miękkość. Nie czułem oporu z jego strony, zaś to oznaczało, że jego
umysł również był pełen dewiacji, podczas gdy kielich pożądania już dawno
przepełniony był winem pragnień… Moje usta wgryzały się w jego wargi niczym
złakniony krwi, ale nie wystarczało mi to, dlatego pewny siebie wniknąłem
językiem do ich wnętrza, zahaczając o zęby. Oplótł się wokół niego niczym
winorośl, a ja… No właśnie. Czy to była słodycz miodu, a może tak tylko mi się
wydawało, bo byłem zniewolony przez kogoś, kto uważa, że jest zwykłym
człowiekiem, a mnie postawił w stan gotowości tak szybko, jakby ukrywał za
maską swojego jestestwa stworzenie zrodzone z krwi, ognia, inkaustu smoły?
Poczułem ciepłe dłonie obecnego kochanka w
okolicach łopatek. Kolejny wstrząs, zawrót głowy. Jego ciało jeszcze mocniej
zacisnęło się w pułapce między mną, a chłodną ścianą. Nieproszona dłoń wniknęła
pod koszulkę, ucząc się szybko struktury
skóry, błądząc wokół tatuaży, aż w końcu natrafiła na sutek ozdobiony srebrzystym
metalem piercingu. Kolejna niespodzianka – chyba masz więcej tajemnic, niż
byłbym w stanie sobie wyobrazić.
- Co jeszcze ciekawego ukrywasz pod tym
piekielnym ubraniem…? – wyszeptałem nieprzytomnie, pozbywając się tego
cholernego materiału z ciała. Mój język zsunął się na szyję, wyczuwając pod
swoją wilgotną miękkością tętnicę pulsującą gęstą i gorącą krwią. I Bóg mi
świadkiem, że byłem tak napalony, że mógłbym wpić się w nią i napełnić usta
metalicznym posmakiem szkarłatnego nektaru życia…
By
Bill.
Nie wiem, jakim cudem jeszcze miałem
przebłyski racjonalizmu, kiedy myślałem całkiem rzeczowo, zastanawiając się
jaka nieziemska siła przyciąga nas do siebie tak mocno, że jesteśmy zdolni świadomie
dążyć do takich aktów w prawie publicznym miejscu. Bo mimo, że był to naprawdę
ustronny korytarz, to jednak istniało ogromne prawdopodobieństwo, ze ktoś tu
wejdzie i nas nakryje, albo... będzie podglądał. Może właśnie dlatego razem z
krwią w moich naczyniach krwionośnych szalała teraz adrenalina. Płynęła wartko
korytem moich żył, niczym rwącego potoku. Już nic nie działo się jak w
zwolnionym tempie, a wręcz przeciwnie - wszystko przesuwało się przed moimi
oczami zbyt szybko, a ja przecież chciałem zatrzymać te obrazy w swojej pamięci
na długo, być może na zawsze, choć z czasem z pewnością ich ostre kontury zatrą
się w mojej głowie. Jednak nim upłynie czas, pragnąłem, aby zapisane gdzieś w
mojej głowie niczym na twardym dysku komputera, jawiły się jak najżywsze obrazy
i podniecające wizje. Tymczasem wszystko przemykało przed moimi oczami jak
krótkie migawki, powycinane klatki dobrego filmu.
Kiedy tak nagle przyparł mnie do
muru, kiedy ujął między palce mój podbródek, a w końcu, kiedy jego wargi
osiadły na moich, mocno się w nie wpijając, właściwie scalając się z nimi w
bezdusznym upojeniu zamykając choćby najmniejszy oddech, jaki chciał się z nich
wydostać, uległem. Gdzie podziała się moja silna wola, kiedy pozwalałem na to
wszystko sobie i jemu? Pozwalałem być marionetką w jego dłoniach, dawałem jawne
przyzwolenie, aby mógł zrobić ze mną co tylko zechce, odwzajemniając zachłanny
pocałunek, czerpiąc z niego przyjemność i pozwalając dzikiemu potworowi zwanemu
podnieceniem, rozgościć się gdzieś w dole mojego podbrzusza. Ciekawe mojego
ciała dłonie, jak złodzieje postanowiły brać wszystko, co jeszcze przecież nie
należało do nich, odnajdując kolczyk tkwiący w moim sutku. Pocałunek zdawał się
nie mieć końca, a ja nie miałem siły i nawet nie chciałem zabierać mu moich
ust, które przecież tak bardzo sobie upodobał. W swojej bezsilności czerpałem
przyjemność z bliskości, jaka między nami się stała.
Przejął całkowicie inicjatywę, sam
przerywając to, co tak bardzo mi się podobało. Znów tak nagle, szybko zerwał ze
mnie koszulkę, a ja kolejny raz poczułem na plecach zimny mur. Zadrżałem i sam
już nie wiem czy poprzez to zimno, przenikające mnie na wskroś, czy dreszcz
zrodził się w namiętnym tańcu, pędząc wzdłuż kręgosłupa z powodu pragnienia
czegoś więcej, a czego obietnicę dawał mi każdym gestem.
- Zmarznę... - jęknąłem cicho,
mrużąc oczy. Zacisnąłem palce na jego lędźwiach, katem oka spoglądając na miejsce,
gdzie opadła moja koszulka. Niecierpliwie, zaborczo całował moją szyję,
naznaczając licznymi ukąszeniami. - Chyba nie pożresz mnie tu żywcem...? -
mruknąłem do jego ucha, chwytając okazję, że jest tak blisko i zassałem mocno
jego płatek z kolczykiem. Szczupłymi palcami zakradałem się za pasek jego
spodni, starając się uszczknąć dla siebie jak najwięcej tej wspaniałej powierzchni
boskiego ciała.
By
Tom.
Jego ciało było niczym pożar
rozprzestrzeniający się na sąsiednie, niepodległe nikomu lądy; odniosłem
wrażenie, że jak z ogniska ulatują z niego iskry i smukłe języki ognia,
pragnące zagarnąć w płuca piekieł tyle tlenu, ile będą w stanie pomieścić.
Przed samym sobą nie potrafiłem się przyznać, iż posiadł cały konglomerat
mojego jestestwa; każdą komórkę ciała, każdą myśl skrytą w odległych
zakamarkach spragnionego umysłu. I pragnąłem. I czułem strach. I chciałem
jeszcze więcej. Nie do końca rozumiałem zaistniałą sytuację, lecz też nie
zastanawiałem się nad prawdopodobnymi konsekwencjami z jakimi będę musiał się
zmierzyć, gdy ta noc dobiegnie końca. O ile dobiegnie… Chyba, nieświadomie,
łudziłem się, że każdą sekundę mogę przeciągnąć w nieskończoność. Tyle różnych
obrazów przebiegało przed skołowanymi oczami, że nie wiedziałem które z marzeń
wybrać najpierw, by uczynić je rzeczywistym. Które nie było na tyle cierpliwe,
aby nie móc być zniewolonym limitem czasu…? Gardłowe westchnienie uleciało w
przestrzeń, kiedy gorący język Billa bawił się z wrażliwą skórą mojego ucha, co
zaś spowodowało, że oberwałem strzałą zniecierpliwienia i, póki co, lekkiego
poirytowania. Podpalił lont i będzie musiał zmierzyć się z dynamiką
detonowanego ładunku wybuchowego.
Niesamowicie świerzbiło mnie, by
znów poczuć pod strukturą dłoni jędrność jego pośladków, zagarnąć je dla siebie
i nie wypuszczać z mocarnego uścisku. Nie pozwoliłem, by pragnienia czekały
zbyt długo. Zakleszczyłem je w objęciach silnych, męskich dłoni, lewą zsuwając na
udo a zatrzymując w zgięciu kolana, żeby założyć je na swoje biodro. W amoku przygryzałem
skórę na piersi uległego mi chłopaka, póki nie dorwałem się do jednego z
sutków, zasysając i subtelnie drażniąc. Nie dam uciąć sobie głowy, że nie
zostawię na jego skórze śladów naszej namiętności… Ba, byłem pewien, że to
zrobię. Język bawił się kolczykiem, a wolną ręką zacząłem w pocie czoła walczyć
z paskiem spodni kochanka. Nie zależało mi, ażeby wyzbyć się całości jego
garderoby, wszak wbrew oczom złaknionych jego nagości, musiałem wziąć go tu i
teraz, bez zbędnych czułości i dokładności. Gdzie, do cholery, spieszyło mi
się, że nawet pięciu sekund nie potrafiłem wytrzymać…? Kurwa! Kiedy wyobraźnia
skierowała swoje tory na obraz Billa klęczącego przede mną, z erekcją, na jego
usta wypełnione nabrzmiałą męskością i mętnym wzrokiem, w którym wesoło
tańczyły gwiazdy, zadrżałem gwałtownie, tak, jakby trzęsła się ziemia, a
wszystkie ludzkie konstrukcje zaczęły niebezpiecznie chwiać.
- Mam zamiar pożreć cię żywcem –
odpowiedziałem w gorączce. – I chcę poczuć jak bierzesz mojego penisa do ust,
po same gardło, wraz z pieszczotą wilgotnego języka, zwinność twoich palców. To
nie jest dużo, hm? - zaśmiałem się cicho, wplatając dłoń między krótkie blond
włosy, aby odchylić jego głowę w tył. – Czasami jak nie dostaję tego, czego chcę,
to… Odbieram siłą. – Szatański grymas na wzór uśmiechu wykrzywił moje wargi,
gdy głaskałem jego zaróżowiony policzek. Pewnie to skutek alkoholu, choć nie
wypiliśmy wiele… Może podniecenia? Pierdoliło mnie to, chciałem już tylko brać…
I dawać mu rozkosz.
By
Bill.
Wiedział jak rozpalić mnie do
czerwoności, chociaż w moim wnętrzu już dawno pożar pochłonął wszystko to, co
jeszcze w ogóle było chłodem, a teraz, kiedy poczułem na pośladkach mocny
uścisk jego dłoni, znów tańczyły we mnie języki ognia. Niepewność tego, co ze
mną zrobi, czego zapragnie, czy będziesz brutalny, czy delikatny i czuły, to
sprawiało, że podniecenie coraz mocniej rozrywało moje podbrzusze. Składałem w jego
dłonie swoje jestestwo, przyzwalałem na to, żeby stał się moim panem, tu i
teraz, a może na dłużej...?
Jęknąłem głośno, kiedy przygryzł mój
sutek. Uwielbiałem odrobinę brutalniejsze pieszczoty, kiedy delikatny ból
mieszał się z palącym pragnieniem. Kochałem niepewność każdej, kolejnej chwili,
sekundy tutaj. Przeczuwałem, że dokądkolwiek mnie powiedzie, nie będzie to
delikatny akt. I choć ogromna siła namiętności dyktowała warunki dotykowi i pragnieniu, to czułości nie było w tym żadnej,
a jedynie dzika żądza spełnienia, pragnienia tego drugiego ciała, jak
pożądanego skarbu o ogromnej wartości. Nie wiem co w sobie miałem, że tak
bardzo chciał właśnie mnie. To mnie pragnął i właśnie wyobraziłem sobie, jak wizje
szaleństwa z moim udziałem rodziły się jedna po drugiej w jego głowie. Które z
nich pragnął spełnić? O tak wielu nie wiedziałem, ale tę jedną wyjawił mi w
zduszonym szepcie, jakby coś mocno ściskało go za gardło.
Na samo wyobrażenie penisa, którego póki co mogłem tylko poczuć na udzie, silny dreszcz wstrząsnął moim ciałem. Kiedy tak szeptał, nie spodziewając się słowa sprzeciwu, ja patrzyłem w jego rozognione pragnieniem oczy, wtedy już widziałem w nich tę malującą się rozkosz na samą myśl o tym, jak mocno zasysam jego penisa, ledwie mieszcząc go w ustach.
Rozkoszna wizja, odrobinę
perwersyjna... Sam miałem na to niewysłowioną ochotę i mógłbym nawet dławić się
litrami jego spermy, jaka szybko znalazłaby się w moich ustach, ale...
postanowiłem się trochę z nim podroczyć. Nie zwiastowały jednak tego moje
dłonie, które wolno, ale nader posłusznie zaczęły rozpinać mu pasek spodni, po
chwili już zsuwając je z bioder. Moja szczupła dłoń natychmiast wkradła się za
bokserki. Głośno przełknąłem ślinę, zadrżałem, kiedy go ledwie objąłem.
- Co za rozkoszna obietnica przyjemności... - wymruczałem, ostentacyjnie oblizując nieco nabrzmiałe wargi, uwalniając w tym samym czasie twardą męskość, pulsującą mocno w mojej ręce. Kciukiem przesunąłem po wilgotnej główce. Po chwili poczułem jak zaciska palce na moich włosach. Z odchyloną w tył głową dyszałem głośniej.
- Pokaż mi jak bardzo potrafisz być paskudny.... - jęknąłem, wciąż pozostając w tej samej pozycji i póki co, nie zamierzałem robić nic więcej.
Ja... pierdole... :O
OdpowiedzUsuńWybaczenie, ale to pierwsze co mi wpadło do głowy po przeczytaniu tego...
Podczas czytania tegoczulam się jakbym na przemian była w raju, a za chwile w piekle... dosłownie... istne cudo i wulkan emocji.
Ale czego innego można się spodziewać po opowiadaniu dwóch najlepszych autorek ffth <3
Serio... po przeczytaniu tego... to ja naprawdę nigdy w życiu nie odważę się opublikować niczego... serio... xD ja... nie mogę się doczekać dalszej części i mam nadzieje, ze to będzie niebawem, bo czuje tak ogromny niedosyt, jakiego nie czułam jeszcze nigdy w życiu... serio...
No... kochane... szacun!!!
Buziaki :*** kocham was za to <3
Nie spodziewałam się takiej reakcji, aczkolwiek skłamałabym mówiąc, że nie obrosłam w piórka. Publikowanie nie jest takie straszne i warto się odważyć, bo zawsze znajdzie się ktoś komu przypadnie do gustu nasza twórczość. Grunt to się starać.
UsuńA następny epizod pojawi się niebawem i cóż... Mam nadzieję, że zamiast ugasić pożar emocji, jeszcze je w tobie rozpalimy. Mam nadzieję, że do zobaczenia pod kolejnym, buźka ;*
Pauline.
Nie bardzo mam czas na dłuższy komentarz, ale zostawiam ślad i podpisuję się pod słowami osoby wyżej <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
An
Miło nam, że mimo jego braku pozostawiłaś po sobie ślad i cóż - dziękujemy! Może przy kolejnym odcinku będziesz posiadała dość czasu, by wyrazić swoją opinię. Ściskam mocno!
UsuńPauline.