niedziela, 10 grudnia 2017

Epizod trzeci.

 Epizod trzeci.


By Tom.

            Jaki jest sens w pilnowaniu własnych zasad czy też wmawianiu sobie, że seks pozbawiony miłości nie jest tym do czego dążę…? Wszystkie dotychczasowe przekonania rozpływały się w powietrzu niczym kamfora, gdy jego ciało wczuło się w rytm muzyki, głęboki dźwięk basów i dwuznaczność tekstu. Wiedziałem już, że łańcuchy oplecione wokół moich nadgarstków z wolna zaczynają kruszeć, rozpadać w proch. Z każdą upływającą sekundą byłem bliżej upragnionej wolności… Krok po kroku, milimetr za milimetrem, oddech za oddechem. Przestawałem skupiać swą uwagę na zachowaniu, utrzymywaniu pozorów, podchodach, zabawie. Może przez alkohol krążący żyłami wraz z gęstniejącą krwią, a może właśnie jego osoba wyzwalała we mnie bestię, jakiej wszak nie zamierzałem się pozbywać.

            Firana ciekłego dwutlenku węgla przysłoniła mi osobę Billa, aczkolwiek wyczulone nozdrza wciąż wyczuwały zapach perfum zmieszany z aromatem jego skóry. Podobny smak przynosi gorycz kawy o poranku, jaka upatrzyła sobie partnera w słodyczy miodu… Dłonie oparły się o jego biodra, zdecydowanym ruchem przysuwając pośladki do swojej miednicy. Musiał odczuć, że ekscytacja opanowała moje ciało i nie potrzebuję wiele, aby wybuchnąć jak wulkan… Kiedy poczułem jak plecy chłopaka ocierają się o mój tors, a męskość w spodniach niewątpliwie drażniona jest ciepłem i miękkością jędrności znajdującej się poniżej lędźwi jego ciała, tak bardzo zapragnąłem zgłębić wszystkie tajemnice tej konkretnej fizyczności, wsunąć rozpalone pożądaniem męskie ego w wilgoć wnętrza i zabrać tam, gdzie nawet anioły nie odważą się stąpać boso. To raj dla tych, którzy przesiąkli grzechem do cna… Moje palce wsunęły się za krawędź jego koszulki, niecierpliwie zabierając we władanie te skrawki skóry, które znalazły się pod żądnymi ich wiedzy, opuszkami. Dreszcz, filigranowość, subtelność. Spostrzegłem, iż wstrząsnęło nim pragnienie równie mocne jak moje, tak silne, że gdyby można porównać je z wybuchem bomby, to rozpad jąder atomowych byłby błahostką, marną iskrą zimnych ogni. Odwrócił się przodem do mnie, a wówczas pozwoliłem sobie zakleszczyć jego pośladki w objęciach dłoni, a nasze biodra zakołysały się we wspólnym rytmie. Nie byłem wprawnym tancerzem, ale za uśmiech na tej niebiańsko pięknej twarzy i możliwość podarowania mu nieba na ziemi, mógłbym zgnić w piekle.

            Przysunąłem usta do płatka jego ucha, drażniąc zmysł słuchu zachrypniętym tembrem głosu:

            - Jeżeli to tylko chwila, chcę czerpać z niej garściami. Zjeżdżamy stąd. – Zacisnąłem palce wokół jego nadgarstka; nie potrafiłem panować nad swoimi emocjami, więc i nie potrafiłem prawidłowo określić, czy nie zmiażdżyłem przy okazji jego delikatnych kości. Skierowałem swoje kroki w kierunku opuszczonego korytarza, prowadząc go w miejsce, gdzie i tak nikt, nigdy nie uczęszczał. Miejsce publiczne, o którym dawno zapomniał już świat. Czułem jak serce bije mi w piersi, pragnąc wydostać na zewnątrz by odetchnąć i zwolnić tempo.

By Bill.

            Oparłem dłonie na jego torsie i patrzyłem mu w oczy, kusząco i prowokująco. Nie wiem czemu to zrobiłem, ale w tamtej chwili wyzbyłem się wszystkich zasad. Byliśmy bardzo blisko, najbliżej, jak można być, kiedy wciąż okrywał nasze ciała materiał ubrań. Podobało mi się to, jak stanowczo zagarnął mnie tylko dla siebie, wręcz nie pozwalając ocierać się o moje ciało innym. Powoli przesunąłem dłońmi po muskularnych ramionach w górę, aż oplotłem nimi jego szyję, osiadając opuszkami palców na karku. Ciepło jego ciała obezwładniało mnie, niemal parzyło pobudzając wszystkie zmysły. Czułem, jak jego rozbiegane palce zakradają się niczym złodzieje pod moją koszulkę, a tam miękko pieściły skórę moich lędźwi tuż pod nią. W tamtym miejscu była delikatna, niemal jedwabista, jednak nie wystarczała mu, bo zapragnął mieć w dłoniach moje jędrne pośladki i choć jedynie przez materiał spodni, mogłem wyczuć na udzie, jak mocno go to podnieca.

            Ja… ja chyba oszalałem… Tak, to było idealne określenie na stan mojego ducha. Byłem pewien, że zupełnie straciłem nad sobą kontrolę, nie panowałem nad odruchami, nad podnieceniem, postradałem wszystkie hamulce i gotów byłem oddać mu się tu i teraz, na tym parkiecie, ale on… On wciąż mnie nie brał. Modliłem się w duchu, aby choć ten człowiek miał odrobinę zdrowego rozsądku, ale wydarzenia toczyły się dalej, a los drwił sobie z mojej modlitwy.

            Rytm stał się wspólnym rytmem w jakim rozkołysały się nasze biodra, muzyka coraz cięższa, atmosfera między nami coraz gęstsza, powietrze parzyło... Jego oddech opływał moje usta, a ja nie zamierzałem dopełniać tego w żaden sposób. Pragnąłem kusić do granic możliwości, ale Tom zapragnął więcej. Stanowczym szeptem tuż przy moim uchu postanowił przerwać tę grę pozorów, mieszając swoje słowa ze słowami piosenki, a już po chwili pociągnął mnie za sobą, chwytając za nadgarstek. Płynąłem za nim poprzez ten tłum, jakbym unosił się na falach pożądania, jakbym był zaledwie puchem, lekkim jak piórko pyłem. Tak wprost z tanecznego parkietu w nieznane. Nikt się temu nie dziwił, choć muskały nasze ciała jakieś przelotne spojrzenia, kiedy prowadził mnie za sobą aż do ciemnego przejścia, gdzieś w nieznane. Z każdym krokiem muzyka stawała się coraz cichsza, a mój oddech coraz głośniejszy i cięższy. Po chwili już nie słyszeliśmy żadnych tonów linii melodycznej i jedynie dobiegał do naszych uszu rytm naznaczany basami. Jego bliskość sprawiała, ze moje ciało przebiegł dreszcz niepewności, podniecenia, a może nawet strachu. Czułem na policzku gorący oddech i coraz cięższe dyszenie, spowodowane prawdopodobnie zmęczeniem, albo pragnieniem mnie. Pobudzał moje wyobrażenia, a one kłębiły mi się w głowie w bajecznych kolorach aktu, który być może nigdy nie będzie urealniony, nie stanie się, a jedynie zagram tam główną rolę stworzoną w mojej głowie. Patrzyłem na te usta, one były tak nieziemsko blisko, rozchylone, nabrzmiałe i wilgotne.

            - Gdzie jesteśmy, Tom? - zapytałem wreszcie, cicho, urywanie. Brakowało mi tchu, coś zaczynało właśnie mocno pulsować w moim kroczu, ale nie odpowiedział nic. Tak po prostu zatrzymał się gdzieś w połowie ciemnego korytarza, a moje rozgrzane plecy przylgnęły do zimnej ściany.

By Tom.

            Nie było potrzeby, by rozchylał powieki w obawie przed czymkolwiek z mojej strony.   „Czyżby…?”, podsunęło prześmiewczo sumienie, znając mą postać o wiele lepiej, niż sam zdołałem poznać.

            Może jedynie tego, że pokażę mu powierzchnię Ziemi z perspektywy szybującego wśród chmur sokoła, wodospady tajemnic, wzgórza uniesienia, lazurowy brzeg oceanu spełnienia. Kim był ten człowiek, który w przeciągu niespełna paru dni sprawił, że moje życie wywróciło się do góry nogami – tak, jak zawsze potrafiłem zapanować nad zwierzęcymi instynktami, teraz poddawałem im się tak łatwo, jakbym nie wiedział, czym jest samokontrola…

            Jego plecy zetknęły się z chłodem ściany w chwili, w jakiej nasze oczy przyzwyczaiły się do półmroku, który panował w wąskim korytarzu przypominającym ten, z którym spotykamy się w przydrożnych motelach. Niewielki, ciemny, wyłożony ozdobnym dywanem. Pod ścianą stała szafka, a nad nią wisiało szerokie lustro. W sumie lepiej dla mnie – będzie mógł oglądać swoją twarz wykrzywioną grymasem ekstazy, kiedy już zdobędę to, co mi się należało za jego uwodzenie, pokusę i zabawę z moim męskim ego. Muzyka dobiegała gdzieś z oddali, jak i krzyki pijanych imprezowiczów. Adrenalina ofiarowując mi jasność myślenia, twierdziła,  że ktoś tak łatwo może nas nakryć, paradoksalnie nakręcała mnie jeszcze bardziej. Mój tors naparł na ciało Billa z siłą pędzącego konia, dłoń oparłem o płaszczyznę po prawej stronie jego głowy, a między palec wskazujący a kciuk drugiej, ująłem drobny podbródek. Wpiłem się w jego lekko rozchylone wargi niczym spragniony wędrowiec na pustyni, kradnąc ich dotyk i miękkość. Nie czułem oporu z jego strony, zaś to oznaczało, że jego umysł również był pełen dewiacji, podczas gdy kielich pożądania już dawno przepełniony był winem pragnień… Moje usta wgryzały się w jego wargi niczym złakniony krwi, ale nie wystarczało mi to, dlatego pewny siebie wniknąłem językiem do ich wnętrza, zahaczając o zęby. Oplótł się wokół niego niczym winorośl, a ja… No właśnie. Czy to była słodycz miodu, a może tak tylko mi się wydawało, bo byłem zniewolony przez kogoś, kto uważa, że jest zwykłym człowiekiem, a mnie postawił w stan gotowości tak szybko, jakby ukrywał za maską swojego jestestwa stworzenie zrodzone z krwi, ognia, inkaustu smoły?

             Poczułem ciepłe dłonie obecnego kochanka w okolicach łopatek. Kolejny wstrząs, zawrót głowy. Jego ciało jeszcze mocniej zacisnęło się w pułapce między mną, a chłodną ścianą. Nieproszona dłoń wniknęła pod  koszulkę, ucząc się szybko struktury skóry, błądząc wokół tatuaży, aż w końcu natrafiła na sutek ozdobiony srebrzystym metalem piercingu. Kolejna niespodzianka – chyba masz więcej tajemnic, niż byłbym w stanie sobie wyobrazić.

             - Co jeszcze ciekawego ukrywasz pod tym piekielnym ubraniem…? – wyszeptałem nieprzytomnie, pozbywając się tego cholernego materiału z ciała. Mój język zsunął się na szyję, wyczuwając pod swoją wilgotną miękkością tętnicę pulsującą gęstą i gorącą krwią. I Bóg mi świadkiem, że byłem tak napalony, że mógłbym wpić się w nią i napełnić usta metalicznym posmakiem szkarłatnego nektaru życia…

By Bill.

            Nie wiem, jakim cudem jeszcze miałem przebłyski racjonalizmu, kiedy myślałem całkiem rzeczowo, zastanawiając się jaka nieziemska siła przyciąga nas do siebie tak mocno, że jesteśmy zdolni świadomie dążyć do takich aktów w prawie publicznym miejscu. Bo mimo, że był to naprawdę ustronny korytarz, to jednak istniało ogromne prawdopodobieństwo, ze ktoś tu wejdzie i nas nakryje, albo... będzie podglądał. Może właśnie dlatego razem z krwią w moich naczyniach krwionośnych szalała teraz adrenalina. Płynęła wartko korytem moich żył, niczym rwącego potoku. Już nic nie działo się jak w zwolnionym tempie, a wręcz przeciwnie - wszystko przesuwało się przed moimi oczami zbyt szybko, a ja przecież chciałem zatrzymać te obrazy w swojej pamięci na długo, być może na zawsze, choć z czasem z pewnością ich ostre kontury zatrą się w mojej głowie. Jednak nim upłynie czas, pragnąłem, aby zapisane gdzieś w mojej głowie niczym na twardym dysku komputera, jawiły się jak najżywsze obrazy i podniecające wizje. Tymczasem wszystko przemykało przed moimi oczami jak krótkie migawki, powycinane klatki dobrego filmu.

            Kiedy tak nagle przyparł mnie do muru, kiedy ujął między palce mój podbródek, a w końcu, kiedy jego wargi osiadły na moich, mocno się w nie wpijając, właściwie scalając się z nimi w bezdusznym upojeniu zamykając choćby najmniejszy oddech, jaki chciał się z nich wydostać, uległem. Gdzie podziała się moja silna wola, kiedy pozwalałem na to wszystko sobie i jemu? Pozwalałem być marionetką w jego dłoniach, dawałem jawne przyzwolenie, aby mógł zrobić ze mną co tylko zechce, odwzajemniając zachłanny pocałunek, czerpiąc z niego przyjemność i pozwalając dzikiemu potworowi zwanemu podnieceniem, rozgościć się gdzieś w dole mojego podbrzusza. Ciekawe mojego ciała dłonie, jak złodzieje postanowiły brać wszystko, co jeszcze przecież nie należało do nich, odnajdując kolczyk tkwiący w moim sutku. Pocałunek zdawał się nie mieć końca, a ja nie miałem siły i nawet nie chciałem zabierać mu moich ust, które przecież tak bardzo sobie upodobał. W swojej bezsilności czerpałem przyjemność z bliskości, jaka między nami się stała.

            Przejął całkowicie inicjatywę, sam przerywając to, co tak bardzo mi się podobało. Znów tak nagle, szybko zerwał ze mnie koszulkę, a ja kolejny raz poczułem na plecach zimny mur. Zadrżałem i sam już nie wiem czy poprzez to zimno, przenikające mnie na wskroś, czy dreszcz zrodził się w namiętnym tańcu, pędząc wzdłuż kręgosłupa z powodu pragnienia czegoś więcej, a czego obietnicę dawał mi każdym gestem.

            - Zmarznę... - jęknąłem cicho, mrużąc oczy. Zacisnąłem palce na jego lędźwiach, katem oka spoglądając na miejsce, gdzie opadła moja koszulka. Niecierpliwie, zaborczo całował moją szyję, naznaczając licznymi ukąszeniami. - Chyba nie pożresz mnie tu żywcem...? - mruknąłem do jego ucha, chwytając okazję, że jest tak blisko i zassałem mocno jego płatek z kolczykiem. Szczupłymi palcami zakradałem się za pasek jego spodni, starając się uszczknąć dla siebie jak najwięcej tej wspaniałej powierzchni boskiego ciała.

By Tom.

            Jego ciało było niczym pożar rozprzestrzeniający się na sąsiednie, niepodległe nikomu lądy; odniosłem wrażenie, że jak z ogniska ulatują z niego iskry i smukłe języki ognia, pragnące zagarnąć w płuca piekieł tyle tlenu, ile będą w stanie pomieścić. Przed samym sobą nie potrafiłem się przyznać, iż posiadł cały konglomerat mojego jestestwa; każdą komórkę ciała, każdą myśl skrytą w odległych zakamarkach spragnionego umysłu. I pragnąłem. I czułem strach. I chciałem jeszcze więcej. Nie do końca rozumiałem zaistniałą sytuację, lecz też nie zastanawiałem się nad prawdopodobnymi konsekwencjami z jakimi będę musiał się zmierzyć, gdy ta noc dobiegnie końca. O ile dobiegnie… Chyba, nieświadomie, łudziłem się, że każdą sekundę mogę przeciągnąć w nieskończoność. Tyle różnych obrazów przebiegało przed skołowanymi oczami, że nie wiedziałem które z marzeń wybrać najpierw, by uczynić je rzeczywistym. Które nie było na tyle cierpliwe, aby nie móc być zniewolonym limitem czasu…? Gardłowe westchnienie uleciało w przestrzeń, kiedy gorący język Billa bawił się z wrażliwą skórą mojego ucha, co zaś spowodowało, że oberwałem strzałą zniecierpliwienia i, póki co, lekkiego poirytowania. Podpalił lont i będzie musiał zmierzyć się z dynamiką detonowanego ładunku wybuchowego.

            Niesamowicie świerzbiło mnie, by znów poczuć pod strukturą dłoni jędrność jego pośladków, zagarnąć je dla siebie i nie wypuszczać z mocarnego uścisku. Nie pozwoliłem, by pragnienia czekały zbyt długo. Zakleszczyłem je w objęciach silnych, męskich dłoni, lewą zsuwając na udo a zatrzymując w zgięciu kolana, żeby założyć je na swoje biodro. W amoku przygryzałem skórę na piersi uległego mi chłopaka, póki nie dorwałem się do jednego z sutków, zasysając i subtelnie drażniąc. Nie dam uciąć sobie głowy, że nie zostawię na jego skórze śladów naszej namiętności… Ba, byłem pewien, że to zrobię. Język bawił się kolczykiem, a wolną ręką zacząłem w pocie czoła walczyć z paskiem spodni kochanka. Nie zależało mi, ażeby wyzbyć się całości jego garderoby, wszak wbrew oczom złaknionych jego nagości, musiałem wziąć go tu i teraz, bez zbędnych czułości i dokładności. Gdzie, do cholery, spieszyło mi się, że nawet pięciu sekund nie potrafiłem wytrzymać…? Kurwa! Kiedy wyobraźnia skierowała swoje tory na obraz Billa klęczącego przede mną, z erekcją, na jego usta wypełnione nabrzmiałą męskością i mętnym wzrokiem, w którym wesoło tańczyły gwiazdy, zadrżałem gwałtownie, tak, jakby trzęsła się ziemia, a wszystkie ludzkie konstrukcje zaczęły niebezpiecznie chwiać.

            - Mam zamiar pożreć cię żywcem – odpowiedziałem w gorączce. – I chcę poczuć jak bierzesz mojego penisa do ust, po same gardło, wraz z pieszczotą wilgotnego języka, zwinność twoich palców. To nie jest dużo, hm? - zaśmiałem się cicho, wplatając dłoń między krótkie blond włosy, aby odchylić jego głowę w tył. – Czasami jak nie dostaję tego, czego chcę, to… Odbieram siłą. – Szatański grymas na wzór uśmiechu wykrzywił moje wargi, gdy głaskałem jego zaróżowiony policzek. Pewnie to skutek alkoholu, choć nie wypiliśmy wiele… Może podniecenia? Pierdoliło mnie to, chciałem już tylko brać… I dawać mu rozkosz. 

By Bill.

            Wiedział jak rozpalić mnie do czerwoności, chociaż w moim wnętrzu już dawno pożar pochłonął wszystko to, co jeszcze w ogóle było chłodem, a teraz, kiedy poczułem na pośladkach mocny uścisk jego dłoni, znów tańczyły we mnie języki ognia. Niepewność tego, co ze mną zrobi, czego zapragnie, czy będziesz brutalny, czy delikatny i czuły, to sprawiało, że podniecenie coraz mocniej rozrywało moje podbrzusze. Składałem w jego dłonie swoje jestestwo, przyzwalałem na to, żeby stał się moim panem, tu i teraz, a może na dłużej...? 

            Jęknąłem głośno, kiedy przygryzł mój sutek. Uwielbiałem odrobinę brutalniejsze pieszczoty, kiedy delikatny ból mieszał się z palącym pragnieniem. Kochałem niepewność każdej, kolejnej chwili, sekundy tutaj. Przeczuwałem, że dokądkolwiek mnie powiedzie, nie będzie to delikatny akt. I choć ogromna siła namiętności dyktowała warunki dotykowi i  pragnieniu, to czułości nie było w tym żadnej, a jedynie dzika żądza spełnienia, pragnienia tego drugiego ciała, jak pożądanego skarbu o ogromnej wartości. Nie wiem co w sobie miałem, że tak bardzo chciał właśnie mnie. To mnie pragnął i właśnie wyobraziłem sobie, jak wizje szaleństwa z moim udziałem rodziły się jedna po drugiej w jego głowie. Które z nich pragnął spełnić? O tak wielu nie wiedziałem, ale tę jedną wyjawił mi w zduszonym szepcie, jakby coś mocno ściskało go za gardło. 

            Na samo wyobrażenie penisa, którego póki co mogłem tylko poczuć na udzie, silny dreszcz wstrząsnął moim ciałem. Kiedy tak szeptał, nie spodziewając się słowa sprzeciwu, ja patrzyłem w jego rozognione pragnieniem oczy, wtedy już widziałem w nich tę malującą się rozkosz na samą myśl o tym, jak mocno zasysam jego penisa, ledwie mieszcząc go w ustach.

            Rozkoszna wizja, odrobinę perwersyjna... Sam miałem na to niewysłowioną ochotę i mógłbym nawet dławić się litrami jego spermy, jaka szybko znalazłaby się w moich ustach, ale... postanowiłem się trochę z nim podroczyć. Nie zwiastowały jednak tego moje dłonie, które wolno, ale nader posłusznie zaczęły rozpinać mu pasek spodni, po chwili już zsuwając je z bioder. Moja szczupła dłoń natychmiast wkradła się za bokserki. Głośno przełknąłem ślinę, zadrżałem, kiedy go ledwie objąłem. 

            - Co za rozkoszna obietnica przyjemności... - wymruczałem, ostentacyjnie oblizując nieco nabrzmiałe wargi, uwalniając w tym samym czasie twardą męskość, pulsującą mocno w mojej ręce. Kciukiem przesunąłem po wilgotnej główce. Po chwili poczułem jak zaciska palce na moich włosach. Z odchyloną w tył głową dyszałem głośniej. 

            - Pokaż mi jak bardzo potrafisz być paskudny.... - jęknąłem, wciąż pozostając w tej samej pozycji i póki co, nie zamierzałem robić nic więcej. 


4 komentarze:

  1. Ja... pierdole... :O
    Wybaczenie, ale to pierwsze co mi wpadło do głowy po przeczytaniu tego...
    Podczas czytania tegoczulam się jakbym na przemian była w raju, a za chwile w piekle... dosłownie... istne cudo i wulkan emocji.
    Ale czego innego można się spodziewać po opowiadaniu dwóch najlepszych autorek ffth <3
    Serio... po przeczytaniu tego... to ja naprawdę nigdy w życiu nie odważę się opublikować niczego... serio... xD ja... nie mogę się doczekać dalszej części i mam nadzieje, ze to będzie niebawem, bo czuje tak ogromny niedosyt, jakiego nie czułam jeszcze nigdy w życiu... serio...
    No... kochane... szacun!!!
    Buziaki :*** kocham was za to <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się takiej reakcji, aczkolwiek skłamałabym mówiąc, że nie obrosłam w piórka. Publikowanie nie jest takie straszne i warto się odważyć, bo zawsze znajdzie się ktoś komu przypadnie do gustu nasza twórczość. Grunt to się starać.
      A następny epizod pojawi się niebawem i cóż... Mam nadzieję, że zamiast ugasić pożar emocji, jeszcze je w tobie rozpalimy. Mam nadzieję, że do zobaczenia pod kolejnym, buźka ;*

      Pauline.

      Usuń
  2. Nie bardzo mam czas na dłuższy komentarz, ale zostawiam ślad i podpisuję się pod słowami osoby wyżej <3

    Pozdrawiam,
    An

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło nam, że mimo jego braku pozostawiłaś po sobie ślad i cóż - dziękujemy! Może przy kolejnym odcinku będziesz posiadała dość czasu, by wyrazić swoją opinię. Ściskam mocno!

      Pauline.

      Usuń

Archiwum bloga