Epizod
drugi.
By Bill.
Przez
krótką chwilę mój umysł zaprzątała jedna myśl; czy już dość wnikliwie mi się
przyjrzał? Czy ocenił zadowalająco moją powierzchowność?
Jego ciemne oczy świdrowały mnie chcąc przeniknąć na wskroś, jakby pragnął odnaleźć we mnie coś nowego, jakiś choćby drobny szczegół, którego jeszcze nie zdążył dostrzec. Widziałem, jak wnikliwe i intensywnie sunie spojrzeniem po odkrytym fragmencie mojego torsu, który kusił kolorowym tatuażem zza nie dopiętej koszuli. Zawód jaki wykonywałem nauczył mnie sztuki obserwacji i wyciągania wniosków z moich spostrzeżeń. Miałem świadomość własnego uroku, podobałem się zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Niejednokrotnie słyszałem z obcych ust, że otacza mnie aura tajemniczości, a przy pierwszym kontakcie wydawałem się być dumny i nieosiągalny. Taki właśnie byłem. Nigdy nie otwierałem się przed osobą nieznajomą, ale gdy już poznałem kogoś bliżej, wszystko mogło zmienić się w mgnieniu oka, zależało to jedynie od tego, czy dana osoba była tego godna. To wynikało jedynie z mojej oceny, braku jakiegoś uprzedzenia i faktu, czy ktoś przypadł mi do gustu. Kiedy kogoś polubiłem, wówczas dawałem poznać się lepiej, a nieznajome okazywało się dobrze znanym.
- Ale zdajesz sobie sprawę, że stawiasz mnie w sytuacji niezręcznej? – odpowiedziałem, kiedy postanowił sam za wszystko zapłacić. To powinna być moja kolej, bo on płacił za wejście. Na nic jednak zdało się moje gadanie, nie było nawet mowy o tym, abym postawił mu alkohol. Był cholernie uparty, to dało się wyczuć od pierwszych chwil naszego spotkania. Jedynie machnął ręką i ruszył w stronę baru, a ja powiodłem za nim moim powłóczystym spojrzeniem.
Błogosławiłem w duchu jego nieświadomość czynu, jaki właśnie popełniałem, którego na szczęście nie można było nazwać grzechem. Póki nie zniknął pomiędzy jakimiś miernotami, z przyjemnością syciłem zmysły widokiem tego dobrze zbudowanego ciała. Choć było ono pod osłoną ubrań, nietrudno było dostrzec cudownie wyrzeźbione mięśnie pokryte cienkim materiałem koszulki.
Cudownie Bill… Jeszcze nawet dobrze nie pogadaliście, a ty masz już takie niegrzeczne wizje… To jest pierwsza randka kolego, nie zapomnij o tym!
Karciłem się za nie w myślach, a jednocześnie były one przyjemnością. Słodkie i upojne.
Dostrzegłem, że wraca, więc spontanicznie omiotłem wzrokiem wszystkich w moim pobliżu, choć oczywiście nie ominąłem także i jego sylwetki. Przecież to miało być bardzo naturalne i nie budzące żadnych podejrzeń.
Nie byłem zdziwiony, kiedy kilka komplementów, ubranych w przyjemne słowa popłynęło z jego ust. Zaśmiałem się swobodnie i cicho.
- Dziękuję Tom, miło to słyszeć, chociaż dla mnie to nie nowość. Ale moją duszę pozostawmy w spokoju. Oczywiście, że w całym swoim hedonistycznym jestestwie, nie jestem święty… Za świętość raczej uznam każdą przyjemność, jaka pozostawi po sobie we mnie, na długo słodkawy posmak. - Z wolna odwróciłem głowę i spojrzałem mu w oczy tak głęboko, że mógłbym prawdopodobnie zajrzeć w głąb jego duszy. Wyglądał na wyluzowanego, choć ja także mogłem sprawiać takie wrażenie. Ciekaw byłem co teraz myśli. Czy naprawdę był spokojny, czy jedynie tak mi się wydawało? A może idealnie dobraliśmy się i tak jak ja, potrafił wszystko idealnie zatuszować pewnością siebie.
Przesunąłem dłońmi po miękkim siedzeniu, nie przestając wpatrywać się w Toma, a wtedy pomiędzy nasze spojrzenia brutalnie wkroczył kelner, z całą paletą trunków na tacy.
By Tom.
Do moich uszu doleciały
pierwsze dźwięki jednej z moich ulubionych piosenek. Choć utwór już dawno
zdążył nadgryźć ząb czasu, wciąż zakochiwałem się w nim od nowa. Istnieją takie
dzieła, których nie zapomnisz nawet po śmierci ich autora. Dzieła fenomenalne,
ponadczasowe, nienużące. Artyzm.
Wzrok
Billa osiadł na moim ciele, przeciągał nim z wolna wzdłuż mojej fizyczności,
świdrował i wwiercał się w otchłań tęczówek. Było w nim coś, co od razu dało mi
do myślenia – wydawał się spięty, odgrywał rolę w teatrze rzeczywistości,
stąpał po niepewnym gruncie starając wyczuć moje intencje, aczkolwiek tak samo,
jak ja, nie chciał dać tego po sobie poznać. Jaki był prosty, łatwy do
rozgryzienia z naręczem swych tajemnic, niedomówień, metafor i symboliki
skrupulatnie przemyślanych słów… Zaśmiałem się w duchu - ile jeszcze
podobieństw do siebie kryją nasze umysły? Ileż sekretów jest do odkrycia, jakie
przerażają, albo topią lód w sercu? Ciekawość zżerała moje wnętrze niczym
potwór, tak wiele liter ułożonych w słowa cisnęło się na usta. Nie należałem do
typu nieśmiałych facetów, nie byłem słaby w gębie, żadne zdanie nie potrafiło
mnie zaskoczyć i na każde natychmiast wymyślałem sensowną reprymendę. Teraz…
Teraz odnosiłem anormalne wrażenie, że plotę bzdury.
Ciężko jest zrozumieć człowieka, którego zbyt
długo więziła samotność, odcięła od kolektywu i ogółu społeczeństwa, który zamknął się na
świat odczuć i przeżyć. Byłem jak dziecko odkrywające smak, strukturę i
konsystencję nowej potrawy, wykrzywiającą twarz poznawszy cierpkość soku
cytrynowego, a właściwie każdej rzeczy jaka jest zdolna zmienić światopogląd na
resztę egzystencjalnej tułaczki. Z jednej strony byłem mu wdzięczny, z drugiej
łaknąłem zerżnąć go, strzelić w nieprzeciętnie piękny ryj i ulotnić się niczym
kamfora. Nie mogłem pozwolić sobie czuć… Nie mogłem udowodnić, że posiadam
uczucia. Uważam, że na wszystko w życiu przyjdzie pora, dlatego nie czułem
potrzeby, aby z czymkolwiek się spieszyć. W końcu uważałem go – paradoksalnie -
za personę na tyle elokwentną i intrygującą, że byłem gotów zaprzedać duszę
samemu władcy piekieł, aby oddał mi dźwięk jego głosu na tak długo, jak
będziemy w stanie wytrzymać w swoim towarzystwie.
-
Skoro Bóg ukrył piekło w środku raju, czemuż tego samego nie mógł uczynić z
nami, śmiertelnikami? Wszak liczy się coś więcej, niż naręcze dziwactw, które
każdy z nas w sobie nosi.
Szeroka
gama alkoholi zsunęła się na niski stolik wykonany z ciemnego drewna - być może
było słychać stukot ciężkiej szklanki stykającej się z blatem, ale ja byłem
zbyt zajęty swoimi przemyśleniami i nim, aby zwrócić na to uwagę. Niedbale
ująłem naczynie między szczupłe palce ozdobione tatuażem, zanurzając wargi w złotawo-bordowym
płynie, którego bursztynowa słodycz rozpaliła mój przełyk, opadając na dno
żołądka. Od razu poczułem się lepiej.
- Nie powiesz mi chyba, że nigdy nie byłeś w
stanie zaszaleć i przespać się z kimś na pierwszej randce. Oczywiście wydaje
się to niemoralne, jeżeli szukasz miłości swojego życia, czy coś – mrugnąłem do
niego porozumiewawczo – Lecz nie wiem czemu, ale najbardziej ogniste związki
zaczynają się właśnie od seksu. - zaśmiałem się krótko, pozwalając oczom osiąść
gdzieś pomiędzy długą szyją Billa, a
wystającym fragmentem obojczyka.
By Bill.
Patrzyłem
jak jego dłoń, kiedy obejmowała szklankę, dotykiem palców niszcząc zawiłe
korytarze, jakie na jej zimnej ściance namalowały spływające krople. Miał
piękne dłonie, prawdopodobnie nie skalane fizyczną pracą, zadbane i kusząco
idealne. Ciekaw byłem, czy tak samo idealny jest ich dotyk, kiedy kładą się
swoją miękkością na obcej skórze. Równie doskonałe jak dłonie usta, objęły
brzeg szklanki, sącząc mocnego drinka. Musiał teraz czuć palącą przełyk
rozkosz, która spływa do samego żołądka. Czułem dokładnie to samo, przełykając
odrobinę alkoholu, jaki wypełniał moje szkło. Konwersacja schodziła na mniej
bezpieczne tory, ale nie zamierzałem z nich zboczyć moją odpowiedzią. Wręcz
przeciwnie... Pragnąłem każdym słowem pędzić po nich do celu, niczym japoński
Shinkansen.
- Jeśli ktoś jest na
tyle intrygujący i podniecający, że w jego towarzystwie pod zamkniętymi
powiekami już jawią mi się bezecne obrazy z nami w roli głównej, nie wykazuję
się ani gramem pruderii i biorę z życia pełnymi garściami to, co
najprzyjemniejsze, jak na mój absolutny brak jakichkolwiek zasad przystało,
Tom. – skłamałem, bo do tego dnia mimo wszystko byłem zwolennikiem przynajmniej
kilku. Czym ujął mnie ten człowiek, że zapragnąłem na chwilę zapomnieć o każdym
moim postanowieniu?
Półuśmiech ozdobił moje
usta, a powieki wolno zasłoniły gałki oczne, choćby po to, abym mógł
stwierdzić, czy obrazy jakie właśnie się pod nimi malują, są pełne erotyki, czy
też nie. I na Boga… były! Miałem głowę pełną obrzydliwie sprośnych wizji, tak
obrzydliwych, że aż podniecających. Gdybym zaczął mu je opowiadać, moglibyśmy
zaraz... Och... Dam już temu spokój, pozostawiając je wszystkie zamknięte w
swojej głowie, nie pozwalając im stamtąd uciec. Będzie o wiele bezpieczniej
jeśli je tam stłamszę i zabiję, może potem będę w stanie myśleć na tyle
logicznie, aby nie oddać mu się zbyt szybko.
- Miłość, ach, czymże
jest miłość…? - westchnąłem patetycznym, niczym poeta głosem. Sięgnąłem po leżącą
na stoliku paczkę Cameli i wsunąłem sobie papierosa do ust. Miękko i lekko
objąłem jego ustnik nabrzmiałymi wargami i znów poczułem się jak kobieta, kiedy
od razu przy końcu papierosa rozbłysnął płomień go odpalający. - Dziękuję. -
rzuciłem krótko, zakładając nogę na nogę. Wolną dłoń ułożyłem na kolanie. Znów
niby od niechcenia przesunąłem leniwie spojrzeniem po tańczących, zastanawiając
się, czy wypada tak po prostu mu to zaproponować, jednak nie chciałem w pełni
grać kobiecej roli, więc po chwili zapytałem: - Jak wypalę, możemy zatańczyć,
co ty na to?
By Tom.
Szarobiały obłok wydostający się
spomiędzy warg tworzył w przestrzeni niebieskawe spirale, a ja niczym
zahipnotyzowany obserwowałem pełne usta obejmujące pomarańczowy filtr
papierosa. Ukradkiem wyobraziłem sobie własnego kutasa wdzierającego się między
ich miękisz, posuwającego go po same gardło, wnikający w tę lepką ciasnotę aż do
linii jąder przy pomocy moich rąk wplecionych w blond kosmyki i, oblekający
jego długość wilgocią. Aż zrobiło mi się gorąco i musiałem odwrócić wzrok w
stronę parkietu; tyłek jednej z tańczących kobiet wyglądał nieźle, lecz na mnie
nie wywarł większego wrażenia. Nie przypominam sobie, bym czuł się równie
zafascynowany tak prozaicznym czynem jak palenie fajki, a jednak… Wystarczy
ktoś, kto niewinnym gestem doprowadza cię do szaleństwa, a myśli mkną
samoistnie ku obscenicznym aktom w przestronnym łożu. Klubowej toalecie. Na tylnym siedzeniu
samochodu. W ciemnej uliczce, gdy przypierasz chętne ciało do muru i całujesz
do upadłego, pragnąc skraść jego smak, oddech, wstrząsnąć jego światem jak
huragan prężnie niszczący każdą napotkaną na swojej drodze rzecz. Olbrzymi dreszcz
przeszedł wzdłuż kręgów, sprawiając, że czułem się sparaliżowany własnymi
pragnieniami. Odetchnąłem głęboko, wciąż szukając ukojenia dla bolącego z
podniecenia ciała, ale spokój nie przychodził.
Utkwiłem
wzrok w kryształowym naczyniu napełnionym trunkiem do jednej trzeciej swojej
objętości, opróżniając je jednym potężnym haustem.
-
Jeżeli kogoś pragniesz, wyzbywasz się wstydu i zahamowań – oblizałem
bezwstydnie wargi, zatrzymując koniuszek języka w kąciku ust, aby pomyśleć. –
Wtedy liczy się tylko to, co jest teraz i to, co możesz dostać. Skupiasz się na
fizyczności, która odbiera każdy bodziec z siłą pędzących po równinie
mustangów. Gubisz się w erotycznym tańcu i nie pragniesz niczego więcej, niż…
No właśnie. Nie pragniesz niczego więcej, niż tkwić w tym zatraceniu po wieki,
aby świt nigdy nie nadchodził.
Dogasił
peta w ciemnej popielniczce mamrocząc coś pod nosem, ale nie byłem dość
skupiony, by wyłapać z kontekstu logiczny ciąg słów. Chyba mówił o tańcu – nie
wiem, lecz wstałem machinalnie, gestem zapraszając go w kierunku tłocznego
parkietu.
-
Jasne, chodźmy. – Strzeliłem niby luźno w odpowiedzi na jego propozycję.
Pragnąłem patrzeć jak
jego ciało zatraca się w rytmie muzyki, wtedy bezkarnie będę mógł go dotknąć…
Tak! Położyć dłonie na ciele Billa, usprawiedliwiając się chęcią tańca.
Skosztować ciepła bijącego od skóry skrytej za materiałem, jakiego nadgorliwie
pozbyłbym się w tym miejscu, natychmiast, teraz, już. Zarazem, niczym kot
schrödingera, pragnąłem ukryć go w enklawie własnego świata, prywatnego państwa
odgrodzonego od reszty niczym Watykan od Włoch. Paradoks, powiedziałbym. Wrzała
we mnie wściekłość – nie wiem czy przez wypity alkohol, czy po prostu taki
byłem – nie chciałem, by inne oczy wpatrywały się w moje trofeum, postawione na
najwyżej półce, starannie otarte z kurzu i zadbane. I już nie wiedziałem, czy
jeszcze oddycham, kiedy w uszach rozbrzmiało:
„Baby, I’m preying on you tonight, hunt you down, eat you alive… Just
like animals, animals...”.
By Bill.
Widziałem
go poprzez kłęby białego dymu, wydobywające się z moich ust. Dzięki nim mogłem
wpatrywać się w niego nieustannie, długo i nie musiałem uciekać wzrokiem gdybym napotkał jego
spojrzenie, bo wówczas z odsieczą przychodziła mi kolejna chmura, jaką z wolna
uwalniałem z moich płuc. Stanowiła ona pewnego rodzaju zasłonę i kamuflaż dla
mojego uporczywego wzroku,
jednocześnie przysłaniającymi widok kogoś tak podniecająco-idealnego. W mojej
głowie jawiły się w jaskrawych
barwach, klatka po klatce, wyświetlane niczym film, kolorowe obrazy, wytwór
mojej szalonej wyobraźni, a on idealnie i misternie wieńczył powstające tam
malowidła pędzlem swoich słów, dodawał im żywszych barw, a na koniec pociągnął
wszystko błyszczącym werniksem westchnienia. Jego język, który przesunął się po
dolnej wardze, aby zatrzymać w kąciku ust, stał się w jednej chwili przedmiotem
pożądania. Nie... nie czerwieniłem się ani trochę. Moich policzków nie mógł
nawet na moment pokryć demaskujący róż podniecenia, jaki mógłby się pojawić na
sam dźwięk wypowiadanych właśnie słów, czy na ten tembr głosu, jaki przebijał
się poprzez hałas i muzykę.
Zdusiłem
w połowie wypalonego papierosa w srebrnej popielniczce, dając mu tym samym
sygnał, że jestem gotów pozwolić się ponieść muzyce, oddać we władanie szalonym
rytmom i jego dłoniom. Kiedy wstał, również się podniosłem, podążając w
kierunku parkietu.
Rytm sam nadawał tempo w jakim zaczęły kołysać
się moje biodra, a słowa piosenki stały się dla mnie czymś w rodzaju
prowokacji. Nim zmniejszy się przyzwoity dystans między nami, scalę moje ciało
z dźwiękami tak, jakby było jednością lub ich nieodzowną częścią, bez której
istnieć nie mogą. Uwielbiałem tańczyć od zawsze i naprawdę byłem w tym dobry.
Czułem, jak z każdym ruchem wpadam w trans, a moje istnienie płynie poprzez
dźwięki. Dłonie sunęły się po moim ciele, ale wciąż były to moje dłonie... Spod
wpół przymkniętych powiek popatrzyłem na niego, krzyżując elektryzująco linię naszych
spojrzeń. Niemal wbijał we mnie swój wzrok, będąc coraz bliżej. To ciepło
przenikało mnie na wskroś, spojrzenie stało się mocnym bodźcem pod wpływem
którego wprawiłem biodra w okrężne ruchy i odwróciwszy się do niego plecami,
ocierałem pośladkami o niego. Ale moje pląsy wciąż nie nosiły znamion
perwersji, to co robiłem wciąż było subtelne i bardzo delikatne. Wszystko we
mnie pulsowało i sam nie wiedziałem, czy to ten rytm, czy może z zupełnie
innego powodu moje wnętrze drga.
Sam teraz stawałem się całą rozdygotaną
materią, moje ciało nie było całością, a mikroskopijnymi, drżącymi cząsteczkami.
To
było niczym trans, uniosłem ręce w górę, wciąż czując jego bliskość. Nasze
dłonie na chwilę splotły się ponad moją głową, a zaraz potem poczułem jak jego
dotyk osuwa się wzdłuż moich rąk, zatrzymując na ramionach, sunąc w dół, po
bokach torsu, aż wreszcie osiadł na biodrach. Wciąż wirując w ekstatycznym
tańcu odwróciłem się do niego przodem, nasze spojrzenia spotkały się, a jego
gorące dłonie wciąż spoczywały tam gdzie wcześniej, jednak teraz zamieniły
strony mojego ciała. Światła stroboskopu sprawiały, że jego twarz pojawiała się
eksponując grymas przyjemności, uśmiechał się i wszystko toczyło się tak, jakby
ktoś wyświetlał w mojej głowie film w zwolnionym tempie.
W tej produkcji nie tylko ja byłem głównym aktorem, a to
właśnie sprawiło, że ten film bardzo mi się podobał....