By Tom.
Wydawało mi się, a może też próbował
swych sił w potyczce z królem podziemia? Osobą połykającą dusze niczym słodycz
niewinnych, bezbronnych istot? Co za naiwne stworzenie… Nie mogę jednak rzec,
iż nie aspirował mnie, bym dążył coraz chętniej po więcej. W jego zachowaniu
tliło się coś rozkosznie zabawnego, elektryzującego i zniewalającego zarazem.
Jedyny problem stanowił mój egoizm… Nienawidziłem, gdy odmawiało mi się
czegokolwiek. Niezależnie od sytuacji czy jednostki, zawsze dostawałem czego chcę,
choćby jedynym sposobem było pokonanie stosu martwych, ludzkich ciał.
Fala pożądania zalała mój organizm
niczym tsunami szarżujące wśród błękitu wzburzonego oceanu; zbliżała się do
piaszczystego brzegu, by okryć furią wód suchy ląd. Pragnęła niszczyć wszystko
co napotka na swojej drodze, pozostawiając naiwną nadzieję, że życie będzie
potrafiło narodzić się na nowo. Traciłem resztki skrupułów, które przypominały
mi o przynależności do gatunku ludzkiego – teraz nie liczyło się nic, poza moją
hipokryzją, dążeniem do celu, posiadania go... I wypełnieniem epicentrum
rozkoszy, jakie mogłem odnaleźć jedyne w najintymniejszych partiach ciała
mojego dotychczasowego partnera. Zagryzłem wargę niemal do krwi, a moje usta
zbliżyły się do ucha Billa, tak, aby mógł dokładnie usłyszeć każde słowo, które
z nich pada.
- Czujesz jaki jest twardy, co?
Dobrze wiem, że nie możesz doczekać się, aż zerżnę twoje gardło. – Z
satysfakcją uniosłem brew w górę, gdy siła mojego głosu rozdarła ciszę jaka
zapanowała między kończącą się, a zaczynającą piosenką. – Będziesz błagał,
żebym w końcu rozchylił twoje cholerne, seksowne uda i pieprzył do momentu, aż
nie zaczną płynąć ci łzy. Bądź grzeczny. O, mogę Ci to nawet ułatwić!
Moje dłonie w oka mgnieniu przeniosły się na jego barki, pod naporem siły zmuszając do tego, aby uklęknął przede mną w lekkim rozkroku. Jedną z nich na powrót zatopiłem wśród gąszczu jasnych pasm, a drugą ująłem swojego penisa, ignorując wcześniejsze poczynania człowieka, którego właśnie zamierzałem posiąść. A wiecie co jest najlepsze? Nic nie mogło mnie powstrzymać… Ani on, ani ktoś postronny. Owszem, było to przyjemne i o mało co nie zapadłem się pod podłogę poprzez miękkość kolan, ale mocne doznania były tym, co nakręcało mnie najbardziej. Świat odczuć, które były wręcz przesadzone, był także takim, dzięki jakiemu czułem się najbardziej spełniony. Główka mojej męskości wtuliła się w kącik ust Billa, a ta, którą trzymałem na karku, przechyliła się nieco w prawą stronę. Spojrzał na mnie przenikliwie, wpierw obejmując wzrokiem moją erekcję; bursztyn jego tęczówek zamienił się w odległą, roziskrzoną galaktykę, a ja straciłem kontrolę. Nie wiem kiedy odchyliłem jego głowę w tył, mając wrażenie, że za pomocą silnego pchnięcia bioder, wypełniam jego wargi.
By Bill.
Był cholernie silny, wręcz brutalny
i potraktował mnie jak dziwkę, a ja bardzo tego nie lubiłem. Droczyłem się z nim,
lubiłem to, chociaż sam miałem ochotę zassać jego członka, którego twardość i
wzwód podnieciły mnie do rozkosznych dreszczy. Jednak nie chciałem aby to
poszło w tę stronę, nie w ten sposób, nie tak, nie siłą. W przeciwieństwie do niego,
ja na szczęście wciąż miałem na sobie spodnie, nie tak jak on, który był
spętany nimi, opuszczonymi gdzieś w okolicach kolan. Odwróciłem głowę w bok, w
przeciwną stronę do ruchu jego dłoni. Napierający na kącik moich warg twardy
penis, ześlizgnął się po moim policzku. Czułem jego wilgoć i ciepło, i cholera…
Naprawdę miałem ogromną ochotę niemal go połknąć, pozwolić mu odnaleźć w moich
ustach prawdziwą rozkosz, ssać go i chciwie przygryzać aż do lekkiego bólu.
Wizja apetycznie kusząca, nakłuwająca moje podbrzusze igłami przyjemności. Widziałem
go z bliska, jak pulsował mocno, patrzyłem na te żyły jak dwa postronki po
bokach... Pieścić go ustami, to było marzenie, a co dopiero mieć go w sobie!
Moja przekorna natura - mimo, że w
tej chwili mogłem poznać jego smak - sprawiła, że jednak postawiłem na swoim.
Ten unik był idealny. Szybko stanąłem na nogach i chwytając go mocno za barki,
okręciłem i jednym pchnięciem przycisnąłem do ściany. Jego muskuły, siła,
postura, to wszystko w normalnej sytuacji byłoby ogromną przeszkodą, a on nigdy
nie pozwoliłby mi się w ten sposób zniewolić, gdyby się tego spodziewał, jednak
czyż nie najlepszym sprzymierzeńcem człowieka – w tej sytuacji mnie - jest
zaskoczenie?
Zupełnie się tego nie spodziewając,
skrępowany własnymi spodniami, niestety nie miał zbyt wielkiego pola do popisu.
Teraz jego plecy poczuły lodowaty oddech ściany, a ja silnym uściskiem
przytrzymywałem go za barki, mocno do niej przypierając. Spojrzałem mu prosto w
oczy wzrokiem rozjuszonego byka.
- Mówiłem ci już Tom, że nie jestem ani grzeczny, ani łagodny... - syknąłem. - I nie lubię, kiedy ktoś mi rozkazuje, ale zrobię to bo tego chcę. Bo mam na ciebie zajebistą ochotę, obciągnę ci tak, jak dawno nikt tego nie robił - dodałem z chytrym uśmiechem. Mając świadomość, że jego penis wciąż pręży się podniecony, w oczekiwaniu jakiejkolwiek pieszczoty, najpierw wpiłem się w jego usta, całując zachłannie, jednak bez udziału języka. Poczułem na moich ramionach silny, niczym imadło uścisk dłoni, ale nie odepchnął mnie, nie ściągał w dół. Pragnął tego chyba jeszcze mocniej niż wcześniej, szczególnie po mojej słodkiej zapowiedzi rozkoszy. Wszak nie było siły, żeby mnie do tego zmusić, owszem, zgwałcić mógł mnie w każdej chwili, ale nigdy nie nakłoniłby mnie siłą do sprawienia mu takiej przyjemności. Skutkiem przymuszenia mnie do tego, mógł być jedynie mocny odcisk moich zębów na jego wrażliwym organie, a tego chyba nie chciał.
Kiedy oderwałem się wreszcie od jego
ust, wsunąłem sobie w lubieżnym geście między wargi palec, a potem lekko
odsunąłem się i powiodłem nim w dół, wzdłuż jego torsu, zahaczając paznokciem o
sutek prężący się pod koszulką, a potem znów ująłem mocno w dłoń nabrzmiałe
przyrodzenie. Przylgnąłem swoją nagą piersią, do niego wciąż odzianego i
jęknąłem wprost w jego wargi, kiedy zapulsował w mojej dłoni. Był taki gorący!
Pragnąłem wreszcie zasmakować tej słodyczy. Natychmiast klęknąłem i zanurzyłem
go w moich ustach, nasuwając je lekko po same jądra. Jego rozkoszny jęk wymalowałby
z pewnością na moich wargach uśmiech satysfakcji, ale przecież one tak bardzo
były zajęte tą podniecającą czynnością. Jeśli teraz spojrzałby w dół,
zobaczyłby z jaką precyzją wnika swoim kutasem w moje usta, bo zapewne
doskonale czuł, jak jego główka wciska się w mój przełyk, prowokując nadmierną
produkcję śliny. Było mu tam wspaniale, mokro, ciepło i ślisko, niczym w
kobiecym wnętrzu. Dlatego też z pewnością nie zamieniłby tego doznania. Teraz
chciał być we mnie właśnie tak, dokładnie w ten sposób, i był, a ja ssałem mu
mocno i zapamiętale, jednocześnie pieszcząc między palcami twarde z podniecenia
jądra. Wsłuchiwałem się w jego jęki, czułem jak palce szarpią mi włosy, ale to
było tak cholernie podniecające i przyjemne. Kiedy przerwałem, uniosłem
spojrzenie w górę, nie musiałem o nic pytać, te zamglone oczy patrzyły na mnie
płonąc, jakby krzycząc, że chce więcej.
Wciąż trzymając go w dłoni,
opływającego śliną, gorącego, nie zamierzałem na tym poprzestać. Wysunąłem
język i polizałem go niczym najsłodszego lizaka, po chwili wciskając mały
kolczyk, jaki w nim tkwił w sam czubek w niewielki otworek, stanowiący ujście
jego cewki moczowej.
By Tom.
Bill był władczy, nieustępliwy i tak
bardzo zawzięty… Doprawdy, pomyślałby kto! Iskry tlące się w jego oczach
zdradzały każde najmniejsze pragnienie i nie zważając na to, jak mocno
oponował, wiedziałem podświadomie co tkwi w jego wnętrzu: żądza… Lubił grać, a
ja uwielbiałem dobrze się bawić. Za przykrywką czego można ukryć fakt, że każdy
mężczyzna, bez wyjątków, dostaje białej gorączki, gdy jego kochanek pokazuje,
iż stać go na więcej niż maślane spojrzenie obejmujące twą twarz i głuche jęki
rozdzierające ciszę niczym wystrzelone z beretty kule w kierunku jegomościa
darzonego jadowitą nienawiścią? Każdy sposób był dobry, aby w końcu osiągnąć
wcześniej zamierzony cel – wiedziałem przecież, że mimo wrodzonego braku cnoty
jaką jest cierpliwość, co chcę, dostaję podane jak na srebrnej tacy. Nie
wiedziałem czy to jakaś tajemnicza odmiana narcyzmu, zadufania w sobie, a może
zwyczajnie byłem aż takim dupkiem.
Mój wzrok powędrował w dół. W tym samym momencie moje podbrzusze przebił rozżarzony niczym węgiel smagany ogniem, grot strzały. Utkwił gdzieś pomiędzy kością krzyżową a kątem podłonowym, sącząc do moich żył zatrute opium, którym był dotyk jego dłoni, języka, warg. I czy to szaleństwo, czy moje stopy nadal dotykały tego piekielnego dywanu? Kurwica mnie wzięła, kiedy budząc się z amoku doszło do mnie, że to nie ja jestem panem sytuacji. W momentach, w których przepełniała mnie irracjonalna wściekłość, nie potrafiłem znaleźć kompromisów – walczyłem o władzę, choćby za cenę nektaru płynącego labiryntami moich żył, ostatniego oddechu, połamanych kości. Uważam siebie za urodzonego lidera potrafiącego porwać tłum z krzeseł, jeżeli akurat tego zechcę. Dlaczego więc w tym momencie miałoby być inaczej?
- Nie, tak nie będzie – warknąłem, po czym sam przykucnąłem. Sprytnie przydusiłem ciało Billa do kłującego w plecy podłoża, a jego ręce skrzyżowałem w nadgarstkach nad głową. Były na tyle szczupłe, abym mógł przytrzymać je w uścisku jednej z chwytliwych kończyn, podczas gdy druga, nieskrępowana, rozprawiła się z tą cholerną, metalową sprzączką paska od spodni. Mięśnie naprężyły się pod skórą moich ramion, ukazując każdy, nawet najdrobniejszy szczegół.
- Kiedy drapieżnik dopada swoją ofiarę wbija się w nią zębami, rozdziera skórę, dusi i pożera, kiedy ta wciąż oddycha i wszystko czuje… A kiedy ja dopadam do swojej, pieprzę ją tak, aby cały świat zatrząsł się w posadach kostek. – Mój wzrok osiadł w głębi orzechowego oceanu zapomnienia – to zabawne, że mimo mroku, który nas ogarnął widziałem wszystko tak dokładnie. Nie ma się jednakże czemu dziwić, kiedy każdy nerw napięty jest jak świeżo nastrojona struna gitary, wszystkie zmysły stają się wyostrzone, a ty potrafisz wyczuć woń podnieconego ciała nawet z odległości wielu kilometrów.
Materiał okalający Twoje biodra przepadł w nieskończoności świata, który rozpościerał się gdzieś poza nami. Oparłem palec wskazujący na Twojej dolnej wardze, przesuwając wzdłuż wyraźnych konturów – czułem chłód metalu i gorąco, miękkość warg i szorstkość srebrnych ozdób. Wniknąłem nim do ich wnętrza, a kiedy był wystarczająco mokry, pozwoliłem odnaleźć wejście do raju pomiędzy Twoimi pośladkami, drugą dłonią obejmując nabrzmiałego penisa.
Musiałem ci przyznać jedno: wydawało mi się, że nigdy więcej nie byłbym w stanie dotknąć chłopaka. Dopóki nie pojawiłeś się w moim świecie i nie powywracałeś wszystkiego do góry nogami.
By Bill.
Właściwie nieistotne było, czy się
spełni w moich ustach, czy między moimi pośladkami. Wiedziałem, że z każdym
ruchem zwinnego języka popadał w sidła coraz głębszych, silniejszych emocji,
pragnął tego najmocniej, jednak nie potrafił zaakceptować świadomości, że w tej
chwili to właśnie ja go tak mocno zniewalam, że mam nad nim władzę. Bo to
przecież on chciał być panem i władcą, to on chciał mieć całkowitą kontrolę nad
tym aktem, a kto wie, czy także i nie nade mną samym? Może pragnął nie tylko
posiąść moje ciało, ale może marzył także i o mojej duszy?
Był władczy, cholernie zaborczy, nie
umiał okazać żadnej słabości, a przede wszystkim nie chciał tego. Wiedziałem,
że chwila, w jakiej by to uczynił, byłaby dla niego porażką. Dlatego tak bardzo
bał się zdemaskować i przyznać, jak nieziemsko się czuł, kiedy z taką pasją
zacząłem mu obciągać. Może w tamtej chwili rosły mu skrzydła i w obawie, że za
chwilę oderwie się od podłogi, tak po prostu, brutalnie przerwał moją
pieszczotę?
Ten człowiek wciąż mnie zaskakiwał.
Zdziwieniem dla mnie był fakt, że nie zaczął nawet poruszać biodrami, aby
wnikać w moje usta jeszcze głębiej, nie okazał na tyle brutalności, abym niemal
dławił się tą ogromną męskością. Kim był mężczyzna, który z taką stanowczością
pragnął zmusić mnie do seksu oralnego, a gdy tak wspaniale sam się do tego
zabrałem, najzwyczajniej w świecie, po prostu to przerwał? Odpowiedź na to
pytanie była jedna: on nie chciał obnażyć przede mną żadnej, swojej słabości.
Drzemały w nim nader skrajne uczucia i pewna emocjonalna niedojrzałość, jaką mi
właśnie pokazał.
Nie
zamierzałem protestować i.... nawet przyjemnym było być tak mocno zdominowanym,
poczuć, że ktoś pragnie mnie w tej chwili tak, jak nikogo na świecie.
- Więc pieprz mnie Tom... Pieprz najlepiej jak potrafisz - wychrypiałem w odpowiedzi wprost w jego wargi, które teraz były tak blisko. Moje spodnie stały się nie lada wyzwaniem i już miałem na ustach groźbę, że prawdopodobnie będzie czekał go niespodziewany wydatek, oczywiście jeśli mi je porwie, ale w końcu poradził sobie z nimi i obyło się bez ofiar.
Kręciło
mi się w głowie z nadmiaru tych wszystkich emocji, a kiedy przymknąłem oczy,
każda z nich pod powiekami wymalowała kolorową tęczę. Wtedy zatopił swój palec
w moich ustach. Zassałem go tak, jakby to wciąż był jego penis; mocno, niemal
boleśnie, nawilżając nadmiarem śliny. Nawet nie dostrzegł wtedy wyrazu moich oczu,
tak bardzo spiesząc się, aby nasycić swoje żądze, swoje samcze ego. Nie mógł
nawet wiedzieć, jak wiele stracił, ile iskier uleciało w powietrze paląc się
bezowocnie... I ta moja, nawet nie zauważona pasja... Poprzysiągłem sobie
wówczas, że kolejnym razem będzie mnie prosił o taką przyjemność, bo z własnej
woli na pewno mu jej nie podaruję.
Patrzyłem
na niego pożądliwym, zamglonym spojrzeniem. Wyprężyłem ciało. Teraz bez trudu
mógł zobaczyć każdy mój zarysowany na torsie mięsień, który grał pod skórą.
Spinałem je i rozluźniałem, adekwatnie do położenia jego ciała, a kiedy uwolnił
moje dłonie z uścisku swoich rąk, uniosłem się na łokciach, rozchylając uda.
Patrzyłem wprost w te oczy, jakbym chciał wniknąć tym spojrzeniem w głąb jego
duszy, patrzyłem na jego poczynania, kiedy mokrym od mojej śliny palcem,
podążał gorącą ścieżką do upragnionego celu.
„O tak... wniknij we
mnie, chcę cię poczuć.... Jeden palec, drugi... To wciąż za mało Tom...”.
Pojękując cicho, poruszyłem niecierpliwie
biodrami. Już chciałem go w sobie, teraz, natychmiast!
- Znów tylko obiecujesz... – wymruczałem i opadając na dywan, wbiłem spojrzenie w sufit.
By Tom.
Nie potrafiłem sprecyzować co działo
się w moim wnętrzu: jednocześnie byłem pusty i pełen emocji, jakie natrafiając
na wysoki mur, próbowały przebić się na drugą stronę, by zalać niezdobyte lądy
kalejdoskopem doznań. Część mnie odpowiedzialna za racjonalność podtrzymywała
te fortyfikacje; nie mogły upaść, roztrzaskać się w drobny mak, miały być jak
niewzruszona góra, chłodna i majestatyczna. Wyprostowałem plecy, spoglądając
łasym wzrokiem na perfekcję prężącego się przede mną ciała. Był jak kropla
deszczu, jaka rozkoszowała się swobodnym opadaniem z chmur…. Lekki, zwiewny,
otulony pędem powietrza w oczekiwaniu na bolesną śmierć, w którym perła tlenku
wodoru rozbiwszy się o ziemię, wsiąkała w nią, by ofiarować roślinom życie.
Niespodziewanie dopadła mnie myśl,
że przesadziłem będąc tak okrutny, by nie pozwolić mu się wykazać. Może umknęło
mi coś, co chciał mi przekazać? Może nie byłem dość skupiony…? Plotę bzdury!
Chodzi jedynie o przyjemność i o to, aby obopólnie osiągnąć satysfakcjonujący
punkt kulminacyjny.
Właśnie… To jedna z podstawowych
skaz mojego charakteru – raz, że paradoksalny, dwa, że jestem impulsywny i, gdy
irytacja brała władzę nade mną, nie potrafiłem powstrzymać się, żeby nie
pokazać, że to ja jestem tym silniejszym, bardziej upartym oraz, że nigdy się
nie poddaję, brnąc do celu choćby i po stosie ściętych głów. Może któregoś dnia
zdołam obnażyć przed nim, że pragnę, by spróbował zastąpić demoniczny
temperament świetlistą łaską zrodzoną wśród mglistej połaci niebios. Przecież,
mimo dość poważnego wieku na papierze, momentami dochodziło do mnie, że moje
emocje wciąż są w wieku przedszkolnym…
Wzrok pięknego kochanka przypominał rozgwieżdżone niebo podczas ciemnej nocy, a szept wydobywający się z gardła wibrował w moich uszach niczym cisza. Słowa docierały do mnie cały czas, znowu, od nowa, na powrót. Doprowadzał mnie do szaleństwa, gotowałem się niczym magma wewnątrz niszczycielskiego wulkanu. Mimo egoizmu i hipokryzji, jaką w sobie kryłem, wiedziałem jedno – bardziej zależało mi na jego przyjemności, niż swojej. Co on w sobie kurwa miał, że zaczynałem świrować i stawiać go wyżej od siebie…? Zwariowałem, a może zawsze byłem pierdolnięty, ale nie dopuszczałem do siebie tej myśli?
Gdy
palec wskazujący niespiesznie wniknął w gorąc jego ciała, wiedziałem, że nie
wytrzymam już zbyt długo… Za mocno pragnąłem zatopić się w tej rozkosznej
wilgoci, gorącu, poczuć jak jego uda zaciskają się wokół moich bioder. Jęknął
cicho, potem trochę głośniej, gdy dołożyłem pieszczotę drugiego palca, drażniąc
zaciśnięte kurczowo mięśnie, jeszcze dość suche, lecz wiedziałem, że wkrótce
zastąpi ją przyjemna lepkość. Zdrętwiałem z nadmiaru doznań, choć nie
wskazywało na to moje zachowanie; przecież aktorem byłem idealnym… Przywarłem
wargami do skóry na torsie Billa, łapczywie chwytając jej skrawki między zęby,
aby zadać nieco przyjemnego cierpienia, jakie tak prosto można załagodzić
dotykiem języka… Ciasne wnętrze zacisnęło się na moich palcach, stanowiąc preludium
ku temu, co czeka mnie, gdy zastąpię je własnym penisem, który i tak pulsował
już niecierpliwie, nabrzmiewał coraz mocniej i dawał wrażenie, że jeżeli czegoś
z tym nie zrobię – wybuchnę. Wbrew samemu sobie pozwoliłem, by ocierały się o miękkość ścianek, wchodziły
głęboko, do samego końca, aby móc zgiąć się i osiąść na którymś z boków
mocniej, dłużej, niemal wbijając w ich strukturę krótkie paznokcie.
-
Posiądę cię i będę pieprzył z pasją… Każdy wokół usłyszy, jak jest ci dobrze. –
Wychrypiałem, przybierając na twarz jeden ze swoich łobuzerskich uśmiechów.
Twardniałem coraz bardziej, każda komórka w ciele bolała, wołając przez te
katusze o wodę ze źródła jego ciała. Ale nie, nie, jeszcze nie… Poczekam. –
Nawet nie wiesz jaki jesteś ciasny… - Dodałem po chwili.
By Bill.
Leżałem jak upodlony, na tym
dywanie, który musiały przemierzać tysiące stóp w brudnych butach. Leżałem tak
patrząc w sufit, całkiem niepewny tego co chce ze mną zrobić, kiedy nagle widok
sufitu zastąpił mi widok twarzy Toma. Teraz był dla mnie niebem, a jego oczy
niczym dwie gwiazdy we mnie wpatrzone. I usta poruszające się w cichym szepcie,
sącząc słowa które wciąż były tylko obietnicą. Naparł na mój wrażliwy punkt
palcami, wnikając do wnętrza. Rozchyliłem usta z których wymknął się kolejny
jęk.
Traciłem zmysły, gdy te obłędnie
miękkie wargi pokrywały połać mojego ciała... Całował wrażliwe miejsca,
przygryzał moją skórę sprawiając ból, ale po chwili łagodził ciepłem, kładąc na
niej wilgoć warg. W moim rozkosznym więzieniu seksualnej przyjemności właśnie
opadła krata, zamykając mi powrót w realia, aż do chwili
spełnienia. I gotów byłem oszaleć, jeśli spełnienie nie miało nadejść...
Tak
bardzo chciałbym żyć tą chwilą tak długo, jak tylko się da. Gdybym tak mógł
zatrzymać te doznania w sobie na zawsze, ale czy można żyć, będąc wciąż i wciąż
napiętnowanym permanentną rozkoszą? Odkrywałem to w najbardziej ostentacyjny
sposób manifestując odczuwalną przyjemność i siłę swojego pożądania. Płonąłem
pojękując coraz głośniej z każdym muśnięciem gorących warg, czy choćby lekkim
owianiem mojej skóry siłą namiętności oddechu. Moje coraz bardziej drżące
dłonie, miotały się zupełnie nie potrafiąc odnaleźć swoją drogę, aż w końcu
wplotłem palce w jego włosy. Nie chciałem wpłynąć na decyzje mojego kochanka,
chociaż wiłem się pod nim jak ryba właśnie wyjęta z wody, pragnąc w końcu tego
zniewolenia bez reszty.
Niech
te usta pragną, niech biorą czego tylko chcą i jednocześnie dając mi
przyjemność, odbierają swoją. „Ssij,
pieść, penetruj…”, szeptałem w myślach.
- Zrób to wreszcie, Tom... - Mój jęk był niemal błagalny, chociaż wciąż czułem w sobie jego palce, które doprowadzały mnie do obłędu. Miałem pewność, że jeśli zaraz mnie nie weźmie tu i teraz, wyprowadzi stąd niespełnionego szaleńca...